środa, 26 września 2012

Rozdział 10


      Uśmiechnęłam się – No wiesz, tak po przyjacielsku.
    • No dobrze, ale pod warunkiem, że ja zapłacę. - odparłam.
    • Zastanowię się – powiedział z uśmiechem.
    • To nie. - odwróciłam się i zaczęłam iść przed siebie
    • Candice, czekaj. - nie reagowałam – dobrze wygrałaś, ty zapłacisz. - czyżby mu zależało? Odwróciłam się do niego z uśmiechem, Karim odwiózł mnie pod hotel.
    • Dziękuje – powiedziałam odpinając pasy.
    • To była przyjemność spędzić czas z tobą – zwrócił głowę w moją stronę,
    • To kiedy się widzimy? - zapytałam
    • Kiedy masz czas i ochotę. - uśmiechnął się, co odwzajemniłam
    • To dam ci znać. Do zobaczenia. - pocałowałam go w policzek i wysiadłam z samochodu.
    • Do zobaczenia. - wysiadła z samochodu, złapał się za policzek w który pocałowała go dziewczyna. Uśmiechnął się mimowolnie i odjechał.

W pokoju dziewczyn

  • Sam wróciłam. - powiedziałam odwieszając płaszcz, który trzymałam w ręku
  • Opowiadaj! Opowiadaj! Opowiadaj! - prowadziła mnie w stronę kanapy
  • Daj mi chociaż zdjąć buty. - odpowiedziałam ze śmiechem
  • No dobra.. Czekaj! Mam lepszy pomysł! Ty się przebież czy co tam jeszcze chcesz a ja przyniosę nam kakao! - zaproponowała
  • No widzisz Sami, nawet tobie zdarza się dobry pomysł.
  • Bo ci nie przyniosę! - przytuliłam się do niej
  • No wiesz, że żartuje. Dalej tuląc się do przyjaciółki.
  • Wiem, zaraz wracam. - powiedziała.
    Po 10 minutach siedziałyśmy na kanapie, popijałyśmy kakao i dyskutowałyśmy o moim spotkaniu z Karimem.
  • Zaproponował ci kolejne spotkanie? I co? I co powiedziałaś? - dopytywała się
  • Nic nie powiedziałam. Odwróciłam i poszłam. - odpowiedziałam ze stoickim spokojem
  • CO?? Oszalałaś? Dzwoń do niego. Albo ja zadzwonię, daj telefon. - zaczęłam się śmiać – z czego się śmiejesz? - zapytała zdziwiona?
  • Żartowałam. Spotkamy się, jak będę miała wolne, a Karim nie będzie miał meczu i zgrupowania. Wiesz, dobrze nam się rozmawia. - uśmiechnęłam się na samą myśl o francuzie.
  • Ciesze się, że go poznałaś. - przytuliła mnie – Wiesz, muszę ci coś powiedzieć.
  • Więc mów. - odłożyłam kubek i obróciłam się tak by usiąść na przeciw Sam.
  • Pamiętasz, jak rozmawiałam z Szymonem? - pokiwałam potwierdzająco głową – to nie był jedna rozmowa. Rozmawiamy ze sobą codziennie i tak od słowa do słowa, chcemy się spotkać po powrocie jego z Manchesteru i moim z Lyonu.
  • To świetnie! Nawet nie wiesz jak się cieszę! Tylko wiesz jestem, zmęczona położyła bym się. - przeciągnęłam się. Pożegnałam się z przyjaciółką, wzięłam prysznic, przebrałam się i położyłam się, ustawiłam godzinę pobudki na telefonie, włożyłam go pod poduszkę i zaczął dzwonić. Na wyświetlaczu wyświetlił się Karim. Odebrałam.
  • Słucham? - zapytałam
  • Cześć, mam nadzieję, że cię nie obudziłem.
  • Nie, nie obudziłeś, coś się stało? - byłam zdziwiona jego telefonem
  • Nic się nie stało. Chciałem się zapytać co robisz w sobotę wieczorem – powiedział - to będzie siódmy luty – dodał
  • W sobotę rano pracujemy ale wieczór mam wolny.
  • Nie chciałabyś przyjść na mecz z Sam? - zapytał
  • Z chęcią, tylko muszę zapytać Sam. Zadzwonię do ciebie jutro, chyba że musisz wiedzieć już teraz.
  • Nie, odpowiesz mi jutro. Dobranoc Ryse – uśmiechnęłam się
  • Dobranoc – rozłączyłam się.
    Następnego dnia rano, opowiedziałam Sam wczorajszą rozmowę i poprosiłam by poszła ze mną na mecz. Zadzwoniłam do Karima. Ucieszył się, że pojawimy się na meczu.
  • Ryse, rozmawiałam z Szymonem, powiedziałam mu że idziemy na mecz. Pytał się czy załatwiłabyś im autografy Karima i Briana. - zaśmiała się
  • Im? - zdziwiłam się
  • No wiesz Szymon, powiedział Marcelowi i Kornelowi.
  • No tak to było do przewidzenia. - zaśmiałyśmy się
  • Hej dziewczyny – przywitała się z nami Lisa – z czego się śmiejecie? - opowiedziałyśmy jej zdarzenie i powiedziała, że też się wybiera na mecz, ustaliłyśmy że pojedziemy razem.
  • No Candice, teraz musisz poprosić Karima o autografy. - powiedziała Sam kiedy siadałyśmy do kolacji.
  • Dlaczego ja? Ciebie Szymon prosił, nie mnie. - spojrzała się na mnie proszącym wzrokiem – No dobra, no. Poproszę, tylko się już na mnie tak nie patrz. - uśmiechnęła się
  • Jesteś boska. - puściłam oko do przyjaciółki
  • Właśnie, co słychać u chłopaków? - zapytałam
  • Wczoraj byli na tym stadionie w Manchesterze, nie pamiętam jak się nazywa.
  • Old Trafford.
  • No, właśnie tam! Był trening otwarty, pozwiedzali, zrobili zdjęcia, zebrali autografy rozmawiali z Kuszczakiem. - wymieniała, przerwał jej dzwonek mojego telefonu – odbierz.
  • Cześć, mógłbym przywieźć wam jutro bilety na mecz? - zapytał
  • Pewnie – Sam rysowała coś w powietrzu – ach tak, Karim, wiesz nie wiem czy wypada mi pytać, bo mamy małą sprawę.
  • Coś się stało? Jeśli mogę wam jakoś pomóc to mów – chyba się przejął...
  • Nie nic takiego się nie stało, tylko mógłbyś podpisać mi trzy zdjęcia czy kartki? - zaśmiał się
  • Jej, myślałem że coś się stało.
  • Tylko tak z dedykacją, opowiem ci później o co dokładniej chodzi.
  • Dobrze, mogą być to koszulki? - zapytał
  • Pewnie. Trzy sztuki jak byś mógł. - uśmiechnęłam się, mrugnęłam do Sam
  • Nie ma problemu, do jutra. Będę po treningu, ok 15. do zobaczenia. - pożegnaliśmy się
  • Zgodził się, jutro przywiezie nam bilety. - powiedziałam i zabrałam się za kolację
  • To świetnie, muszę powiedzieć to Szymonowi, z pewnością się ucieszy. - skończyłyśmy jeść, udałyśmy się do pokoju, resztę wieczoru spędziłyśmy na oglądaniu filmu.
 
 

Mały jubileusz:))
Z tej okazji:
Mogę zdradzić, że między tą dwójką jeszcze się wiele wydarzy,
oraz oglądanie "Mody na sukces" może okazać się pomocne:))
szczegóły w swoim czasie !
Dziękuję i pozdrawiam:*

     



środa, 19 września 2012

Rozdział 9


     Wyszłam z hotelu. Czekał oparty o czarny samochód. Patrzył w bok, wyraźnie o czymś myślał. Gdy byłam blisko spojrzał w moją stronę, uśmiechnął się.
    • Cześć! - powiedzieliśmy jednocześnie. Staliśmy na przeciwko siebie – proszę to dla ciebie – wręczył mi dużego czerwonego lizaka z napisem Lyon, zaśmiałam się na jego widok. Piłkarz z dużym, okrągłym, czerwonym lizakiem. W dwóch słowach: widok rozbrajający. - nie wiedziałem jakie kwiaty lubisz, więc kupiłem, ci lizaka, może to i głupie, ale nie chciałem przyjść, a właściwie przyjechać bez niczego, możesz zrobić z nim co chcesz.
    • Hej, to bardzo miłe. Nie przejmuj się, bo ja bardzo lubię lizaki. Dziękuje.
    • Nie ma za co, to co jedziemy? - otworzył mi drzwi od strony pasażera. Całą drogę do kawiarni spędziliśmy na rozmowie „o wszystkim i o niczym”. Weszliśmy do przytulnej kawiarni, ściany były pomalowane na jasny kawowy kolor, fotele i stoliki w kolorze ciemnej czekolady, przygaszone lampy nadawały czarującej atmosfery, a świeczki dodawały romantyczności wnętrzu. W powietrzu unosił się zapach świeżo zmielonej kawy, w tle słychać spokojną muzykę i ciche rozmowy ludzi. Oprócz nas były jeszcze dwie pary. Starsze małżeństwo, oboje ok siedemdziesiątki, siedzieli na przeciwko siebie przy kawie, trzymając się za ręce.
      Na sofie siedzieli przyszli rodzice, kobieta w zaawansowanej ciąży i mężczyzna, który głaskał brzuch ukochanej. Karim pomógł mi zdjąć płaszcz i odwiesił go. Zajęliśmy miejsce oddalone od reszty gości.
    • Na co masz ochotę – zapytał z uśmiechem.
    • Hmm, sama nie wiem. Co polecasz?
    • Co polecam? Miałem nadzieję, że ty coś wybierzesz. - zaśmiał się – Napił bym się herbaty, jest zimno na dworze, więc na pewno herbatę. Tylko którą.
    • To może ja wybiorę nam herbatę, a ty...
    • A ja wybiorę deser. Co ty na to? - tak świetny pomysł. Naszą rozmowę przerwała kelnerka. Młoda, niska brunetka. Uśmiechnęła się do nas i zapytała czy już zdecydowaliśmy się co zamawiamy. Karim dał znać bym zaczęła.
    • To może herbata Black Chilli Chocolate? - spojrzałam na Karima z niepewnością, ten tylko się uśmiechnął, spojrzał na kelnerkę
    • Do tych herbat dwa serniki z gorącym sosem malinowym. - dodał
    • Rozumiem, że sernik i herbata dwa razy? - zapytała zapisując coś w notatniku.
    • Tak, tak. - odpowiedział, ciekawe co powie o czarnej herbacie z czekoladą chilli i kakaem. Może się zdziwić, zresztą ja też.
    • Jeżeli chodzi o herbatę, to był czysty strzał. - zaśmiałam się
    • Jeśli chodzi o sernik, to nie był strzał. Po prostu go lubię. - odpowiedział
    • A maliny? - wzruszył tylko ramionami.
    • „ Bo masz malinowe usta” - pomyślał. Kelnerka przyniosła zamówienie, z uśmiechem życzyła smacznego po czym się oddaliła. Czas mijał nam na rozmowie.
    • Czy mi się wydaje czy ta babcia mi się przygląda? - zapytał w trakcie opowiadania historii z dzieciństwa.
    • Dziwisz się, skoro masz sos malinowy na nosie? - odparłam – Też bym się przyglądała
    • Aha. I od tamtej chwili wiedziałem, że chcę grać. Czekaj! Co powiedziałaś? - zapytał
    • Też bym się przyglądała? - czyli jednak informacja do niego dotarła. Z opóźnieniem ale dotarła. Wyraz twarzy Karima, nie do opisania.
    • Nie, wcześniej. Jak zapytałem o tą babcie. - spojrzał w jej stronę, zrobiłam to samo. Nadal patrzyła się w kierunku naszego stolika, lecz tym razem spoglądała to Karima to na mnie.
    • Aaa... masz na myśli tan sos malinowy co masz na nosie? - próbowałam być poważna, Karim zdębiał, a ja? Wybuchłam śmiechem. - żartuje, może po prostu chce cię poderwać? Może lubi młodszych? - skończyłam swój sernik i babcia o której rozmawiałyśmy podeszła do stolika.
    • Przepraszam, że przeszkadzam ale jest pan bardzo podobny do młodzieńca którego ostatnio widziałam. - spojrzała na mnie – Panienki nie kojarzę. - Karim się do mnie uśmiechnął, co odwzajemniłam. - Nie wiem czy w moim ulubionym serialu, czy gdzieś indziej. - zastanawiała się kobieta.
    • A jaki jest pani ulubiony serial? - zapytał. Pewnie ten co mojej babci. Tak, tak pewnie pomyślałyście o „Modzie na sukces”, miałyście racje.
    • Chłopcze! Jeszcze się pytasz? Przecież to takie oczywiste. „Moda na sukces”.
    • No właśnie Karim. Jak mogłeś o to pytać! Wstyd. - niech się chłopak postresuje.
    • Karim? Masz na imię Karim? A nie CJ? - zapytała zdziwiona i zawiedziona jednocześnie.
    • Przepraszam kto? - zapytał równie zdziwiony
    • No bratanek Ridge'a Forestera. CJ. - cisza. Karim patrzy na mnie, ja na Karima.
    • Musiała mnie pani z kimś pomylić. Jestem sportowcem, a nie aktorem. - odparł spokojnie.
    • Ale jakby pan był – zaczęła
    • Gdyby był tym CJ-em na pewno by się przyznał. - dokończyłam
    • no właśnie. A teraz pani wybaczy, ale my się będziemy już zbierać, a ty – wskazał na mnie – nie dyskutuj, bo i tak ci nie pozwolę zapłacić. - już miałam coś powiedzieć, lecz mi przerwał – żadnego ale. - zapłacił, ubraliśmy się i wychodząc z kawiarni pożegnaliśmy się z fanką Ridge-a.
    • Nie pytaj, nie oglądam seriali. - spojrzeliśmy na siebie i wybuchnęliśmy śmiechem.
    • Przepraszam, za to w kawiarni. - powiedział zatrzymując się, odwróciłam się w jego stronę.
    • To nie twoja wina – nad czymś myślał – hej, Karim co jest?
    • Wiesz, tak się zastanawiam czy... niechcialabyssiezemnąumówićporazdrugi?
    • Karim, możesz powtórzyć? Tylko trochę wolniej.
    • Nie chciałabyś się ze mną umówić po raz drugi?



Karim gra obecnie z "9"
i Dziewiątka już za nami:))
Mam nadzieję, że Wam się podoba.
Dziękuje za każdy komentarz:))
 

środa, 12 września 2012

Rozdział 8


28 styczeń 2009

Szatnia O.L.

  • gdzie on jest – zastanawiał się Brian – zawsze przyjeżdża pierwszy, a już większość trenuje na siłowni.
  • Cześć stary! - przywitał się roześmiany Francuz
  • Cześć, cześć, a co ty taki wesoły od rana? - zapytał zdziwiony, jeszcze wczoraj wyglądał jakby nic nie mogło poprawić mu samopoczucia, a tu taka zmiana.
  • Nie cieszysz się? – zapytał – jeszcze wczoraj zrobiłbyś wszystko bym się uśmiechnął, a teraz jesteś zdziwiony tym że mam dobry humor.
  • Nie no bardzo się cieszę – gadam jak własna matka, pomyślał – tylko zastanawia mnie fakt, co się stało.
  • Po prostu, coś zmieniło moje nastawienie. - odpowiedział zakładając koszulkę.
  • Raczej ktoś. Przyjacielowi nie powiesz? - zapytał już na siłowni.
  • Rozmowa w parku. Byłem tam z Bostonem. Od słowa do słowa, i humor sam mi się poprawił. - uśmiechnął się na samą myśl o wczorajszym spacerze.
  • Tylko mi nie mów, że z psem rozmawiałeś. Wigilia już była, a raczej doktorem Dolittle też nie jesteś. - śmiał się Hiszpan.
  • Bardzo śmieszne. Nie rozmawiałem z Bostonem, chociaż dzięki niemu się zaczęła. - opowiedział przyjacielowi przebieg wczorajszego spotkania. Po skończonym treningu, pojechali razem po Lisę. Brian zapomniał zatankować, a Karimowi się nie śpieszyło, od kiedy nie jest ze Stellą nie dość że czuje się jak nowo narodzony, to ma więcej czasu dla rodziny przyjaciół i Bostona. Każdemu to wyszło na zdrowie. Próbowała się tłumaczyć, chcąc go przekonać by dali sobie szansę. Był nieugięty. Przejrzał na oczy, nie cierpiał gdy ktoś go oszukiwał, szczególnie gdy była to bliska mu osoba. Weszli do hotelu, kierując się w stronę recepcji, gdzie sama siedziała Sam, rozmawiała przez telefon, sprawdzając coś w komputerze. Postanowili jej nie przeszkadzać, poczekali.
  • O cześć Brian. Poczekaj chwilę tylko skończę room service – powiedziała, zadzwoniła do kuchni, coś tam powiedziała i już się do nich uśmiechała – skończone.
  • Rozumiem, że Lisa jeszcze nie skończyła. - powiedział. - Sam, to jest Karim – wskazał na towarzysza. - Karim, to Sam. - przedstawił ją koledze.
  • Jeśli chodzi o Lisę to poszła z Ryse na wymianę serwisów. Mamy teraz pięć konferencji, więc sam rozumiesz. Ale zaraz przyjdą, Coś wam podać?
  • Nie dzięki. Usiądziemy sobie – wskazał na fotele - a ty się nami nie przejmuj.
  • No dobra, to ja idę z serwisem, a jakbyście czegoś potrzebowali, to Viola jest w księgowości. Poradzicie sobie? - powiedziała, wchodząc do kuchni, po chwili pojawiła się z wózkiem( od autorki: chodzi o wózek do serwisu angielskiego, czasem jest wygodniej przetransportować zamówienie klienta, szczególnie przy room serwisie), weszła do windy i tyle ją widzieli.
  • Cześć! Co tu robisz – zauważyła Karima – znaczy robicie? - Brian się uśmiechnął
  • Niech zgadnę, znów nie zatankowałeś? - zaśmiała się dziewczyna. - już skończyłam, poczekajcie jeszcze chwilę, przebiorę się i możemy jechać. Ach tak. Karim jedziesz do nas na obiad! - powiedziała i zniknęła w korytarzu. Brian przeglądał jakąś gazetę. Usłyszał stukanie obcasów, odwrócił się ujrzał dziewczynę z którą wczoraj rozmawiał, wspominała że pracuje w hotelu, lecz nie spodziewał się że tu.
  • Candice? - zapytał spojrzała na niego i się uśmiechnęła
  • Cześć. Co tu robisz? - zapytała
  • Cześć, przywiozłem Briana, nie wiedziałem że cię tu spotkam. - wyjaśnił – Pamiętasz o jutrzejszym spotkaniu – zapytał niepewnie, przytaknęła – teraz będę wiedział gdzie przyjechać. - zaśmiali się.
  • Karim przepraszam, ale muszę już iść. Rozumiesz, konferencje,obiady trzeba będzie przyszykować bufety. - wyjaśniła
  • Pewnie, rozumiem. Do zobaczenia – odpowiedział
  • Do zobaczenia. Cześć Brian. - odpowiedziałam i zniknęłam za drzwiami kuchni. Z Markiem będziemy w sali Dębowej. Dobrze, że to bufet szwedzki i nie będę musiała latać między stolikami i rozdawać obiadów. Trzeba tylko stać i się uśmiechać.
    W innej części miasta
  • Nie wiedziałem, że znasz Candice. - powiedział Brian do przyjaciela. Siedzieli w salonie, grali w FIFE.
  • To właśnie ją poznałem w tym parku. - odpowiedział, uśmiechnął się na samą myśl o dziewczynie.
  • To Candice jest tą dziewczyną, która sprawiła, że mój najlepszy kumpel znów się uśmiecha.
  • Nie mówiłem ci, ale – zastanowił się czy mówić mu o spotkaniu.
  • Ale? - zapytał – no mów człowieku, jak zacząłeś to skończ.
  • Zaprosiłem ją jutro do kawiarni. - powiedział na jednym wydechu.
  • No stary! - poklepał kumpla po plecach - Tylko czemu nie mówiłeś, że pracuje w tym samym hotelu co Lisa?
  • Sam się dziś dowiedziałem, przecież mówiłem ci, że chciałem ją odwieźć, ale powiedziała, że się przejdzie. To zaproponowałem, że odprowadzę ją na postój taksówek. Zgodziła się i tyle ją widziałem. Wieczorem wysłałem sms'a. I tyle. A dziś spotkałem ją w hotelu. - wyjaśnił przyjacielowi.
  • Wiesz, gdybym nie zapomniał zatankować, to byś nie spotkał Candice. - w sumie miał racje. Lisa zawołała ich na obiad. Zjedli, rozmawiali jeszcze jakiś czas. Karim pożegnał się z parą, pojechał do domu gdzie czekał Boston. Poszedł na spacer do pobliskiego lasu. Jego dom od lasu oddziela ogród, płot i ścieżka leśna. Można powiedzieć, że las ma na wyłączność. Ścieżka prowadzi na polanę, za małym zagajnikiem znajduje się mały staw. Woda jest bardzo czysta, gdyż nikt tu oprócz niego nie przychodzi. Chciał pokazać to miejsce Stelli, lecz ona odpowiedział, że nie jest sarną by po lesie biegała. Może to i dobrze, nie psuła magii tego miejsca.
      Następnego dnia obudził go Boston ze smyczą w pyszczku, no tak obowiązki wzywają. Po spacerze, przygotował sobie i psu śniadanie. Wziął prysznic, torbę treningową i pojechał na trening. Ćwiczył jak nigdy, aż trener się zdziwił.
Kilka godzin później w hotelu
  • Gotowa? - zapytała Sam, wyszłam z łazienki ubrana w rurki, botki na obcasie, duży sweter. Kupiłyśmy z Sam takie same bransoletki, które są nie od łącznym elementem naszego stroju. - ślicznie Ryse. - dostałam sms'a był do Karima, czekał na parkingu. Pożegnałam się z przyjaciółką i wyszłam. Zapowiadał się miły wieczór.
 
 
Ubranie Candice na spotkanie z Karimem
 
 
 
Zapraszam do czytania  komentowania:))
i dziękuję za Wasze komentarze:))
Trzymajcie się ciepło:*
 


czwartek, 6 września 2012

Rozdział 7


27 styczeń 2009




Po udanym „maratonie zakupowym” siedziałyśmy obładowane torbami w kawiarni, czekając na Banoffee i Latte Macchiato. Mimo, że spędzałyśmy ze sobą bardzo dużo czasu, zawsze mamy tematy do rozmowy. Niektórzy się śmieją, gdyby zamknęli nas w więzieniu na kilka lat i by nas wypuścili to byśmy jeszcze pod bramą więzienną rozmawiały. Wróciłyśmy do hotelu.

  • Candice, co będziesz robić? - zapytała ziewając
  • Myślałam by przejść się po parku. Co ty na to?
  • Wiesz, z chęcią ale jestem strasznie śpiąca. Położę się. Nie będziesz zła? - spytała kładąc się na łóżko.
  • Pewnie, że nie przejdę się sama, śpij dobrze – już nie odpowiedział, spała jak małe dziecko. Wzięłam ze sobą słuchawki, zjechałam windą na dół. Przechadzałam się ścieżkami słuchając muzyki, czasami lubię zamknąć się we własnym świecie gdzie liczę się ja i muzyka, nic więcej. Rozejrzałam się nikogo nie było, ściągnęłam słuchawki i szłam dalej w milczeniu, po dłuższej chwili słyszałam jak ktoś woła
  • Zaczekaj! Stój! - w pierwszej chwili myślałam, że to do mnie – Boston! Stój, mówię do ciebie! - nie, ok to nie do mnie, ja nie Boston ja Candice. Szłam dalej, wokół moich nóg zaczął kręcić się piesek rasy beagle, jeju jaki on śliczny! Schyliłam się i zaczęłam bawić się z Bostonem, po chwili dobiegł właściciel psa. Nie podnosiłam się, tylko dalej bawiłam się z pieskiem.
  • Bardzo cię przepraszam, nie powinienem go puszczać, po prostu chciałem żeby pobiegał, a mi uciekł – mówił wyraźnie zakłopotany,
  • Nic się nie stało. - odpowiedziałam zgodnie z prawdą – masz przeuroczego psa.
  • Bardzo cię przepraszam, jak mogę coś dla ciebie zrobić to mów śmiało - albo on jest głuchy, albo ja jestem niemową.
  • Hej, mówiłam już, nic się nie stało. - podał mi rękę bym mogła wstać.
  • No tak, czasem tak mam, że dużo mówię, ale jesteś pewna że nic się nie stało? - człowieku bez przesady od głaskania psa się nie umiera, chyba że o czymś nie wiem.
  • Zawsze myślałam, że to ja dużo mówię , ale bijesz mnie na głowę – zaśmiałam się
  • Przepraszam, nie przedstawiłem się. Karim – podał mi rękę
  • Maryse – odpowiedziałam i odwzajemniłam uścisk dłoni.
  • Ładnie, tak inaczej. - taa - stare francuskie imię można powiedzieć klasyk, ale nie często spotykany. Jakbym powiedział biały kruk w śród imion to bym przesadził. A może i nie
  • może inaczej, lecz większość mówi do mnie Candice, tylko czasem mama i przyjaciółka Maryse lub Ryse. - uśmiechnął się
  • To może zamiast stać to się przejdziemy? - zaproponował
  • Z chęcią – odparłam
  • Chociaż tak ci się odwdzięczę za mojego psa. Boston, chodź. - zwrócił się do psa. Nie reagował, usiadł na ziemi i przechylił głowę na bok. Boski widok.
  • No chodź Boston. - powiedziałam, pies wstał i podbiegł do nas, po chwili dreptał już przed nami.
  • Pięknie. Własny pies się mnie nie słucha. - to się nazywa dar. Tak, tak dar i to przez duże D.
    Albo miłość od pierwszego głaskania. Boże, jak to brzmi.
  • Nie widziałem cię tu wcześniej, a bywam tu często. To ulubiony park Bostona.
  • Nie dziwię się, park jest piękny. I masz rację w Lyonie jestem od jakiegoś tygodnia.
  • Zaczęłaś tu studia? - zapytał
  • Zaczęłam, ale nie tu. Tu jestem na praktyce. - wyjaśniłam.
  • To w takim razie gdzie studiujesz?
  • W Poznaniu – widząc jego minę wytłumaczyłam mu do jakiej szkoły chodzę i co tu dokładniej robię.
  • Myślałem, że jesteś z Francji. Masz francuskie imię. A tu proszę polka. - I to bardzo ładna polka – dodał już w myślach. Spacerowaliśmy i rozmawialiśmy, na początku nie poznałam, że to TEN Karim, przez chwilę było mi głupio, ale mówił bym się nie przejmowała, nawet się nie zorientowaliśmy a było już ciemno. Sprawdziłam godzinę, było po 22. Udaliśmy się w stronę postoju taksówek, chciałam wracać pieszo lecz powiedział, że tak będzie bezpieczniej i nie będzie się martwił. Dlaczego nie chciałam by mnie nie odprowadził? Sama nie wiem. Wsiadłam do taksówki, a sam udał się w stronę domu. Wcześniej umówiliśmy się na kawę, spotkamy się za dwa dni, akurat mam wolne. Szybko złapałam z Karimem wspólny język, okazał się bardzo sympatycznym młodzieńcem a nie zapatrzoną w siebie gwiazdę footballu.
  • Sam? - w pokoju było ciemno, myślałam że nadal śpi, zapaliłam światło i mało nie dostałam zawłu. Sam wyskoczyła zza drzwi.
  • No nareszcie jesteś! Gdzie byłaś? Nie odbierałaś. - mówiła jak najęta
  • Spotkałam kogoś i tak zaczęliśmy rozmawiać i spacerować... no wiesz – wywołało to uśmiech na twarzy Sam. Zaraz zacznie się przesłuchanie, a co, a jak, i co powiedział.
  • No mów! Jak się nazywa, jak wygląda... - już się nakręciła, cieszy się czyimś szczęściem.
  • Ale obiecaj, że nie będziesz krzyczeć, piszczeć, skakać i co tam ci jeszcze wpadnie do głowy. - po co ja to mówię, znając los zacznie taniec euforii.
  • Obiecuje! Słowo! - powiedziała z powagą
  • No ok. Ma na imię Karim – nic, zero reakcji – ten Karim.
  • O matko nie wierzę! Ten Karim? - pokiwałam twierdząco głową – No i co? I co powiedział?
    Opowiedziałam jej cały przebieg spotkania, ze wszystkimi szczegółami. Słuchała, z niedowierzaniem. Stwierdziła, że po takiej dawce emocji to nie zaśnie, a po niespełna godzinie spała jak małe dziecko po męczącym dniu. Dostałam sms'a „śpij spokojnie...K” Uśmiechnęłam się mimowolnie i odpłynęłam w krainę Morfeusza....
 
 
     
    Nie ma to jak mega słodkie ciacho:))
     
 
 
 
To już 7 rozdział, co myślicie o małym przyjacielu Karima? (zdjecia w zakladkach)
Dziękuję za Wasze liczne komentarze, zapraszam do dalszego czytania i komentowania :)