środa, 31 października 2012

Rozdział 15

Dedykowane

każdej dziewczynie pozytywnie zakręconej

14 luty 2009

Obudziłam się przed budzikiem, sprawdziłam godzinę 6:05, nieodebrana wiadomość „Pewnie już śpisz, ale dobranoc Skarbie.” Wysłano o 2:50. „Pewnie jeszcze śpisz, ale dzień dobry Skarbie.” odpisałam. Wstałam, wyszykowałam się. Chwilę później z pokoju wyszła również uśmiechnięta Sam. Do marynarki miała przypięte czerwone serduszko. Widząc moje zdziwienie, odpowiedziała:

  • Walentynki, Ryse mamy Walentynki! Wychodzisz dziś z Karimem, a ja cały wieczór będę rozmawiać z Szymusiem. Umówimy się jak wrócimy do Polski. Nie czujesz się inaczej? Co teraz czujesz?
  • Jak na razie odczuwam tylko głód. - zaśmiała się. Zjadłyśmy śniadanie, porozmawiałyśmy, dołączyła do nas Lisa, zrobiłyśmy zapasy różnych ciastek, paluszków. Z kuchni zabrałyśmy trzy kubki i udałyśmy się na recepcje. W dobrym towarzystwie czas szybko mija, tak było również z nami. Nim się obejrzałyśmy była już 15. Pożegnałyśmy się z Lisą, ma wolny weekend i z Brianem wyjeżdżają do Paryża.
  • Głodna jestem – powiedział Sam, wychodząc z pokoju
  • Cały czas jadłaś ciastka, ale też jestem głodna. - wróciłyśmy najedzone do pokoju, sprawdziłam telefon. Nieodebrany sms.
  • „Jak skończysz to cię porywam” - przeczytałam na głos.
  • Odpisz! - nakazała Sam, tak też zrobię!
  • „Teraz to nie porwanie:|” - zadzwonił
  • I tak cię porywam! Będę za godzinę. - rozłączył się
  • Będzie za godzinę. - powiedziałam i rozsiadłam się na kanapie.
  • Co...co...co ty robisz? - wydukała po chwili
  • Siedzę. - odpowiedziałam ze śmiechem
  • powinnaś się szykować, przebierać, panikować że nie masz w co się ubrać, a ty siedzisz!
  • Sami kocie, nie nakręcaj się, mieliśmy iść do kina. Zwiążę włosy, przebiorę się i koniec. Nawet o tym nie myśl, butów na obcasie nie ubiorę!
  • Sam, wychodzę. - powiedziałam wchodząc do pokoju przyjaciółki, rozmawiała z Szymonem.
  • Baw się dobrze! - odpowiedziała – Nie musisz wracać na noc. - śmieszne, bardzo śmieszne, ha ha.
  • Idę, cześć wam! - powiedziałam zostawiając ich samych. Wyszłam z hotelu, czekał, opierał się o samochód, miał odwróconą głowę, dokładnie tak samo jak przed pierwszym spotkaniem. Podeszłam bliżej. Uśmiechnął się, porywając w ramiona. Mógłby mnie nie wypuszczać z objęć. Delikatnie musnął moje usta swoimi.
  • Gdzie jedziemy? - zapytałam
  • Chciałaś zapytać, gdzie cię porywam?
  • Gdzie mnie porywasz?
  • Ktoś się za tobą stęsknił – widząc moją minę dodał – nie mówię o sobie.
  • No wiesz! Zatrzymaj się, wysiadam. - powiedziałam poważnie, zatrzymał się na czerwonym świetle, uśmiechnęłam się.
  • Nawet o tym nie myśl, drzwi są zablokowane. - wjechał w osiedle domków, znajdowało się one na obrzeżach miasta. Zatrzymał się przed dużym domem.
  • Chodź, chcę ci coś pokazać. - nie odpowiedziałam, przeszliśmy przez ogród, wprowadził mnie do jakiegoś lasu, przez cały czas trzymając za rękę. Szliśmy jakąś drogą, po jakimś czasie, moim oczom ukazał się widok pięknego małego stawu.
  • Ślicznie, tylko chwila chcesz mnie w nim utopić? - zapytałam z powagą
  • Oczywiście, w końcu po coś cię porwałem. - odpowiedział i objął mnie ramieniem. Przytuliłam się do niego. Zaczęło robić się ciemno i zimno. - wracamy – powiedział mi do ucha – jeszcze mi zamarzniesz. Wyszliśmy z lasu, przeszliśmy przez ogród, otworzył przede mną drzwi, zza których wyskoczył mały czworonóg. Zakręcił się pomiędzy nogami i z powrotem wbiegł do środka.
  • Wiem, mieliśmy iść do kina, ale ten sam film obejrzymy tu. - powiedział już w środku – teraz będę miał pewność, że nie licząc Bostona nikt patrzeć na ciebie nie będzie...
  • Ryzykujesz tym, że będę bardziej zainteresowana Bostonem niż tobą.
  • Zaryzykuję – odpowiedział przyciągając mnie do siebie – zmarzłaś. - założył na mnie swoją bluzę. Siedząc w salonie, towarzyszył mi Boston. Wrócił Karim objął mnie ramieniem, wtuliłam się w jego tors. Trzymał rękę na moich plecach, bawiąc się włosami.
  • Świętujesz walentynki? - zapytał po chwili.
  • Nie. - palnęłam bez namysłu
  • Ja też nie. - odparł
  • Sam je uwielbia, gdzie tylko może nakleja czerwone lub różowe serduszka. - zaśmiał się
  • Dlaczego nie świętujesz? - zapytał
  • Ponieważ uważam, że jeśli kochasz to cały rok, a nie tylko w walentynki. - odpowiedziałam – jak idziesz ulicą, to widzisz pełno osób kupujących róże. Czy te kwiaty można kupić tylko raz w roku? - zapytałam
  • Nie, są dostępne cały rok. Tak samo jak inne - odpowiedział, sięgnął ręką za sofę i podał mi ogromny bukiet żółtych tulipanów. - to dla ciebie.
  • Skąd wiedziałeś? - zapytałam
  • że to twoje ulubione? - uśmiechnął się – ma się swoje sposoby. - dodał
  • Sam. - nic nie powiedział. - wiedziałam. Dziękuje
  • No to teraz, trzeba się odwdzięczyć. - powiedział poważnie
  • Będę musiała wyprowadzać Bostona na spacer. - odpowiedziałam
  • Nie, nie Bostona. - zaśmiał się
  • Ciebie? - zapytałam zaskoczona.
  • Candice. - powiedział poważnie, odłożyłam kwiaty na bok, pocałowałam go w policzek. - tylko tyle? - zapytał zawiedziony, posadził mnie sobie na kolanach, zarzuciłam mu ręce na szyje, nasze usta dzieliły centymetry.
  • To kiedy będziemy oglądać ten film? - zapytałam, westchnął
  • Za chwile. - powiedział, pocałowałam go w policzek. Chwycił mnie za brodę i pocałował. Na początku delikatnie, z czasem pocałunki stawały się odważniejsze, śmielsze. Wszystko pięknie, ładnie gdyby nie wskoczył na nas Boston.
  • Chyba czas, na film. - zaśmiałam się
  • Tak. - odpowiedział, usiadłam obok tak, by opierać się o Karima. Boston usiadł, szturchając mnie łapką bym go głaskała.
  • Boston – spojrzał na piłkarza – sprawdź, czy nie ma cię w kuchni. - powiedział, na co Boston tylko zaszczekał i wskoczył mi na kolana, układając się w kłębek.
  • Ej, to moja dziewczyna, znajdź sobie własną - pies nie zareagował, ja tak, obróciłam głowę w jego stronę – chyba tak jest, co? - wzruszyłam ramionami
  • Jesteśmy parą? - zapytałam
  • Chyba tak. - odpowiedział
  • Chyba? - zapytałam ponownie
  • Jesteśmy. - odpowiedział szeptem, Boston zszedł ze mnie układając się na kanapie, opierałam się o jego ciało, objął mnie ręką, pocałował w głowę. Czegoś więcej trzeba?
  •  

15 luty 2009




Obudziłam się wypoczęta, mimo późnego pójścia spać. Zegar wskazywał 8. Wstałam, pozbierałam rzeczy z podłogi. Uśmiechnęłam się, na samą myśl o wczorajszym wieczorze. Karim i ja.

  • A co ty tutaj robisz? - zapytała zdziwiona
  • Hmm.... Czekaj, niech pomyślę. Ach tak, tymczasowo mieszkam. - odpowiedziałam przyjaciółce
  • Śmieszne, myślałam że zostaniesz u Karima. Wiesz, coś ten tego. - kontynuowała
  • Sam. Nie przesadzaj. - zaśmiałyśmy się wychodząc z pokoju
  • No, to opowiadaj – usiadłyśmy przy stoliku, który zawsze zajmowałyśmy. - od początku.
  • Zaprowadził mnie nad jakiś stawik, tak Sam całą drogę trzymał mnie za rękę – westchnęła – wróciliśmy do jego domu, zaczął temat Walentynek. Zapytał czy je obchodzę, odpowiedziałam, że nie, on też nie obchodzi, dał mi ten ogromny bukiet tulipanów, nie wiedział by, że to moje ulubione gdyby nie taka jedna Sam – zaśmiałam się widząc jej minę – zaczął się film, a Boston nie odstępował mnie na krok, siedział cały czas przy mnie
  • Ej, to moja dziewczyna, znajdź sobie własną - pies nie zareagował, ja tak, obróciłam głowę w jego stronę – chyba tak jest, co? - wzruszyłam ramionami
  • Jesteśmy parą? - zapytałam
  • Chyba tak. - odpowiedział
  • Chyba? - zapytałam ponownie
  • Jesteśmy. - odpowiedział szeptem, Boston zszedł ze mnie układając się na kanapie, opierałam się o jego ciało, objął mnie ręką, pocałował w głowę”
  • Jeju, jaki on jest kochany! - powiedziała z zachwytem
  • Masz racje, jest kochany. - rozmarzyłam się
  • Też bym chciała mieć takiego psa. Telefon ci dzwoni.
  • Co? - zapytałam zdziwiona
  • Telefon ci dzwoni. - powtórzyła
  • Obudziłem cię? - zapytał
  • Nie, rozmawiałam z Sami. A ty czemu nie śpisz?
  • Sam nie wiem, ty powinnaś wyjść z Bostonem, nie ja. - zaśmiał się
  • Przy okazji, z tobą? - dodałam
  • Ze mną dziś wieczorem, chyba że masz inne plany.
  • Mam bardzo napięty grafik, ale znajdę czas dla ciebie.
  • O pani, twoja dobroć nie zna granic. - zaśmiał się po raz kolejny.
  • Będę o... - przerwałam chłopakowi
  • 16, tam gdzie zawsze. Do zobaczenia
  • Pa kochanie. - rozłączyłam się
  • Już się stęsknił? - zapytała – mówiłam żebyś została na noc.
  • Sam! Może powiesz, co u Szymusia? - zapytałam przedrzeźniając przyjaciółkę. Zaczerwieniła się, gdzie zaczerwieniła! Jej twarz przybrała kolor purpury. - Oj Sami, Sami, chyba dobrze, że wróciłam. Jeszcze zamiast ciebie zastałabym kartkę „ Jestem w Manchesterze, nie martw się o mnie, wracam w poniedziałek.” - zaczęłam się śmiać.
  • Candice. - szepnęła, zamiast się uspokoić, dostałam napadu głupawki – Candice, przestań – powiedziała głośniej.
  • Nie mogę – powiedziałam przez łzy, widząc mnie, sama zaczęła się śmiać
  • Przepraszam, co tu się dzieje? - zapytał jakiś mężczyzna
  • Wal powagę! - szepnęła przyjaciółka
  • Przestań, cześć Antonio. Co u ciebie? - zapytałam wycierając łzy – siadaj.
  • Wychodzę dziś z Sam. - oświadczył
  • Z Samantą powiadasz, a Ricardo nie będzie zazdrosny?
  • Nie, bo idzie z nami, chcemy pokazać Sam kilka sklepów, oraz wybrać jakiś prezent dla Szymona. A ty – wskazał na mnie – szykuj się na rendez-vous z Karimem.
  • Żebyś wiedział, że będę! - odpowiedziałam ze śmiechem
  • A gdzie idziecie? - zapytała Sam
  • Nie wiem. - odpowiedziałam
  • To w co się ubierzesz? - zapytał Antonio – zadzwoń, musisz się dowiedzieć. Wiesz, zaprosi cię do restauracji, a ty w dresie. Ostatnio wyglądałaś niesamowicie. - rozmarzył się – Jak bym był hetero, to na jego miejscu bym nie wytrzymał i ahh, no wiesz, mi takich rzeczy nie wypada mówić. - szturchnął Sam i puścił do mnie oko
  • Cieszę się, że ci się podobało – odparłam lekko zaskoczona jego wypowiedzią.
  • No dzwoń – ponagliła mnie przyjaciółka
  • Nie, zadzwoni w pokoju. Ale najpierw Rico zrobi ci masaż, musisz być rozluźniona. - odpowiedział – Podobno seks jest wtedy lepszy. - powiedział ściszonym głosem, widząc wyraz mojej twarzy, dodał – nie mówię, że nasz piłkarz jest słaby.
  • Dobra, koniec! - zakończyłam – idziemy do pokoju – wstałam od stołu.
  • Czekaj! - zawołała przyjaciółka – a ciastka? - zapytała
  • No właśnie! - dodał Antonio
  • Jesteście niemożliwi. - zaśmiałam się, jak się można domyśleć, zabraliśmy ze sobą ciastka, nie paczkę, nie dwie, ale stos.
  • Teraz dzwoń. - podał mi telefon, wybrałam numer, po kilku sygnałach usłyszałam jego głos
  • Czyżby twój grafik, był zbyt napięty byś mogła się ze mną spotkać? - zapytał
  • Nie, nie o to chodzi. Tylko, gdzie tym razem idziemy?
  • Gdzie tylko masz ochotę. Chociaż myślałem, że zostaniesz u mnie.
  • No tak, może w końcu obejrzymy ten film.
  • Może być i film, ale pamiętasz jak obiecałaś zrobić mi ciacho?
  • A ty tylko o jedzeniu? - zaśmiałam się
  • Obiecałaś.
  • Skoro obiecałam, to zrobię. To do 16. cześć! - rozłączyłam się
  • I gdzie idziecie? - zapytali razem
  • Zostaniemy u Karima – widząc ich uśmiechy, dodałam – będziemy oglądać film.
  • Znowu? - zdziwiła się Sam. - dobra, mniejsze o to w co cię ubierzemy?
  • Zostawcie to mnie! - zawołał Antonio. Nie obyło się bez masażu, przed 16 byłam już gotowa, zrelaksowana i ubrana. Wyszliśmy w czwórkę z hotelu, Karim już czekał.
  • No to do jutra piękna! - powiedział Ricardo – my będziemy podbijać miasto, a ty serce tego o tam – wskazał głową w stronę piłkarza – o przepraszam, jego serce jest już podbite – zaśmialiśmy się – zmykaj już, bo jeszcze chwila i nam krzywdę facet zrobi. - pożegnałam się i udałam w stronę francuza.
  • Cześć – przywitałam się
  • Cześć? Tylko cześć? A jakieś milsze przywitanie? - zapytał
  • Uważasz, że zasłużyłeś?
  • Oczywiście, że tak! - spojrzał w stronę trójki – podarujemy sobie publiczność. - pocałował mnie delikatnie – jedziemy? - przytaknęłam, dostałam sms-a od Sam „ Co tak słabo? Czekaj, nie odpowiadaj, lepsze na koniec:)” Zatrzymał się na skrzyżowaniu.
  • Poznajesz, tamtą babcie? - zapytałam wskazując kobitę na przejściu, spojrzał na mnie pytająco – CJ, nie zaczynaj.
  • Panienki nie kojarzę. - odpowiedział, babcia jakby wyczuła, że o niej mówimy, spojrzała w naszą stronę, uśmiechnęła się i pomachała. - może to wiedźma? - zapytał patrząc w stronę kobiety. Odmachałam. Fanka Ridge'a przeszła, a my odjechaliśmy.
  • A ty, nie powinieneś biegów zmieniać tą ręką? - zapytałam wskazując na dłoń spoczywającą na moim kolanie.
  • Nie. Teraz nie. - spojrzał na mnie i się uśmiechnął. - jesteśmy. - weszliśmy do mieszkania, pomógł zdjąć mi płaszcz, po czym przyciągnął mnie do siebie – mówiłem już, że pięknie wyglądasz? - zapytał szepcząc mi do ucha
  • Dziś, jeszcze nie. - odpowiedziałam, obrócił mnie przodem do siebie.
  • Pięknie wyglądasz. - powiedział, po czym złączyliśmy się w pocałunku. Trzymał mnie w ramionach, moje ręce spoczywały na jego torsie, przeniósł usta na moją szyję, delikatnie ją muskał. Wtuliłam się w Karima, po czym objął mnie mocniej. Westchnęłam. - powiedzieć ci coś? - Spojrzałam na niego, ujął w dłonie moją twarz, przybliżył się – kocham cię .
  • Ja ciebie też. - wyszeptałam, złożył subtelny pocałunek na moich ustach. - chodź do kuchni.
  • Patrz. - wskazał na psa leżącego na sofie, łapkami zasłaniał oczy – Boston – zawołał czworonoga, nie zareagował – obraził się – podsumował, gdy pies wrócił na swoje legowisko, odwracając się do nas tyłem.
  • Boston – zwrócił głowę w naszą stronę – no chodź – wstał, przeciągnął się i przyszedł, kucnęłam i pogłaskałam zwierzaka.
  • Czasami mam wrażenie, że mój pies, bardziej cię interesuje niż ja.
  • Jesteś zazdrosny? - zapytałam ze śmiechem, ten udawał obrażonego – nie, to nie, Boston z pewnością będzie chciał spróbować czegoś słodkiego. - odwróciłam się tyłem do napastnika, chwycił mnie od tyłu, odgarnął włosy na jedną stronę i ponownie pocałował w szyję. - tak szybko ci przeszło? - zapytałam
  • Nie wiem o co ci chodzi. - odpowiedział – jeśli chodzi o ciebie, to nigdy mi nie przejdziesz. - chciałam coś powiedzieć, lecz zamknął mi usta kolejnym pocałunkiem.
  • Dobra, koniec! Bo do nocy nawet do kuchni nie wejdziemy. - zaczęłam się śmiać
  • Mi to nie przeszkadza. - oświadczył, nie odpowiedziałam, wyciągnęłam kilka rzeczy z szafek. - co tam masz? - zapytał
  • Jesteś gotowy? - zapytałam
  • Ale na co?
  • Na deser „Wszystko co masz w kuchni, oprócz zlewu”! - odpowiedziałam
  • A co ma zlew do deseru? - zapytał zdziwiony
  • Nic, dlatego jest oprócz zlewu. - odpowiedziałam otwierając paczkę żelków.
  • To co tam dodasz? Hej, a nie miałaś robić czasem czegoś innego?
  • To trzeba było żelek nie kupować. - odparłam
  • No tak, zapomniałem że jesteś od nich uzależniona – sięgnął po gumowego miśka, widząc moją minę – zostawię czerwone. - zaczął się śmiać, na co dostał różową pianką po głowie. - ej! - szedł w moją stronę z bitą śmietaną w sprayu, by uniknąć bliższego kontaktu moich włosów ze śmietaną, zarzuciłam chłopakowi ręce na szyję, tuląc się do niego.
  • Misiu – powiedziałam całując go w policzek – no wiesz, ja po prostu nie mam cela. - spojrzał na mnie wymownie – no wieeesz. - w deserze miały znaleźć się żelki, ciastka, m&m-y, lody, bita śmietana i syrop klonowy. W ostateczności żelki zostały zalane wódką. Procenty szumiały w głowie, wtulona w piłkarza, oglądaliśmy horror. Nie powiem, lubię horrory, ale ten należał do tych bardzo przerażających, na dodatek film oparty o faktyczne wydarzenia. Ustami muskał moje odsłonięte ramię i jak tu się skupić na filmie? Nie żeby mi się nie podobało. Podobało, nawet bardzo, tylko bałam się dalszego rozwoju sytuacji. Kocham go, lecz przeraża mnie wizja podzielenia losu mojej mamy, teraz jest szczęśliwa, ale co by się stało gdyby nie spotkała Adama?
  • Karim – wyszeptałam, nie zareagował – Karim – powtórzyłam
  • Hmm? - zapytał nie przerywając czynności – nie zrobię nic wbrew twojej woli. - powiedział jego usta wędrowały co raz wyżej, zatrzymały się na moich, jego dłonie błądziły po moich plecach, udach. Oderwaliśmy się od siebie, by złapać powietrze, oddychał szybko, jego ciepły oddech łaskotał mi kark. Spojrzałam mu w oczy, były jeszcze bardziej ciemne i błyszczące niż dotychczas.
  • Ufam ci – wypowiedziałam cicho. Trzymał mnie w objęciach, zdecydowanie lecz delikatnie, czułam się bezpieczna, kochana, spełniona i przede wszystkim wyjątkowa. Wtulona w jego gorące ciało, gładził moje plecy, zasnęłam w jego ramionach słuchając spokojnego bicia serca ukochanego.

Ubranie Candice
14 luty
 
15 luty
 


     
 
 
 
 
 
 
No Lola to masz swoje "tiru riru i ten teges",
Edzia, czy długość rozdziału satysfakcjonuje?
Małe zmiany po prawej, ta wersja lepsza:))

Pamiętacie o fance Ridga? Pojawi się jeszcze nie raz.
Cieszę się, że tak pozytywnie zareagowałyście na Szymona.


Nie wiem jak wam, ale mi jest tak zimno,
 że na rozgrzanie przydałby się gorący Hiszpan (czyt. Sergio Ramos) xD

P.S. zbliżamy się do końca....
 




wtorek, 23 października 2012

Rozdział 14


Wieczorem Sam rozmawiała z Szymonem, co chwila śmiejąc się, usiadłam na łóżku po turecku, wzięłam telefon do ręki, w tym momencie zadzwonił. Uśmiechnęłam się, czyżby telepatia? Poczekałam chwile, odebrałam.

  • Coś się stało? - zapytałam
  • Tak, chciałem cię przeprosić, za wcześniejszą rozmowę. - zaczął
  • Nie ma sprawy, już zapomniałam.
  • To co mój Skarb robił wczoraj? - zapytał
  • Skarb spędził weekend bardzo dobrze – powiedziałam ze śmiechem
  • A co dokładniej robił? - wciąż dopytywał
  • Poszłyśmy w trzy na masaż gorącą czekoladą, masażysta był nieziemsko przystojny, Ricardo ma na imię. A wiesz, że go widzieliśmy!
  • Widzieliśmy? - zapytał
  • Taaak, to ten sam facet co twierdziłeś, że się na mnie gapił – cisza – ten gej z restauracji.
  • Podobał ci się? - zapytał – w sensie, że masaż. - dodał
  • No wiesz. - zaczęłam – fajnie tylko, że czułam się jak Prince Polo. Później też się dobrze bawiłyśmy. W Sucrè.
  • Z kim tam, kotku się bawiłaś?
  • Z Sam, Lisą, Ricardo się dołączył z Antonio i już wyprzedzam twoje następne pytanie Antonio to partner Rica.
  • To bardzo pracowity weekend miałyście. - zaśmiał się
  • No tak, dziś byłyśmy w centrum, a co ty robiłeś?
  • Treningi, konferencje, mecz. - wymieniał
  • No mecz widziałam, nawet jednego gola nie zdobyłeś. - poduszczałam go – Wstyd! - powiedziałam z udawaną powagą
  • Ale dwie asysty miałem! - oburzył się
  • Tak, przy golach Briana.
  • W środę mamy rewanż w Lyonie, zob...
  • Dobrze, dobrze – przerwałam mu – nie denerwuj się, w środę zobaczymy co będzie – dodałam
  • przyjdziesz wcześniej? - zapytał
  • No raczej! Jeszcze nam wszystkie orzeszki w karmelu wykupią! - powiedziałam udając oburzenie.
  • Powiedz, że żartujesz.
  • Co w tym takiego dziwnego? Przyjdę jeszcze do ciebie. Jak zdążę.
  • Najpierw do mnie, potem po orzeszki?
  • A jak....
  • Nie wykupią – skąd ta pewność? Tak naprawdę to umówiłyśmy się z panem Jankielem, żeby je dla nas odłożył. - jestem pewien.
  • Karim muszę kończyć, Sam na mnie czeka, musimy zjechać na dół. Widzimy się w środę?
  • Pewnie, do środy Skarbie. - odpowiedział
  • Do środy. - rozłączyłam się – to co, idziemy?
    W Londynie
  • Wiesz, że dziewczyny były w sobotę na imprezie? - wpadł Brian z telefonem w ręku
  • Wiem, Candice mi powiedziała. - odparł – jesteś zły? - dodał
  • Nie, cieszę się, że gdzieś wyszła. - usiadł na przeciw napastnika
  • Patrz, ile się zmieniło od przyjazdu dziewczyn. Lisa szaleje – zdziwił się – w sensie rozrywkowym – poprawił się – ty szalejesz. - dodał
  • Ja szaleje? - zdziwił się
  • Na punkcie Candice. - uśmiechnął się gdy przyjaciel wspomniał o dziewczynie.




Środa, 13.02.2009

Dzień meczu

  • Gotowa? - zapytałam Sam
  • Pewnie, masz koszulkę? - pokazałam przyjaciółce co kryje się pod bluzą – też mam. Wychodzimy? - przytaknęłam
    Na dole spotkałyśmy się z Lisą. Trasę na stadion pokonałyśmy w niespełna godzinę. Weszłyśmy w strefę przeznaczoną dla zawodników i sztabu. Sam była pochłonięta rozmową z Szymonem, z blaskiem w oczach i wypiekami na twarzy opowiadała mu na bieżąco co się dzieje, Lisa weszła do gabinetu masażysty, gdzie znajdował się Brian. Karim czekał przy szatni, odwrócony do mnie tyłem. Podeszłam bliżej, przytuliłam się do jego pleców. Obrócił się. Objął mnie czule, wtuliłam się w jego tors, słysząc bicie jego serca. Pocałował mnie w głowę. Spojrzałam na niego, nasze usta się złączyły.
  • Cieszę się, że przyszłaś – wyszeptał mi do ucha.
  • Tęskniłam. - odpowiedziałam.
  • Ślicznie wyglądają. - powiedziała Lisa przyglądając się parze przez uchylone drzwi.
  • Nie ładnie tak podglądać - objął ją z tyłu – ale, masz racje pasują do siebie – obrócił dziewczynę przodem do siebie
  • My zaczynaliśmy tak samo, pamiętasz? - uśmiechnął się
  • Moja pierwsza praktyka w ośrodku treningowym. Byłam zła, nawet bardzo. Za każdym razem wysyłali mnie do hotelu o wysokiej kategoryzacji. Jedyny plus to mniej pracy. Jednak teraz jest jej trochę więcej, przyjechali piłkarze na zgrupowanie. Super, wspominałam, że muszę codziennie roznieść Menu Serwisowe do każdego pokoju? Zamyśliłam się, wpadłam niefortunnie na jakiegoś chłopaka, był wyższy ode mnie, uderzyłam głową w jego ramie, zabolało.
  • Auu! - syknęłam, wszystkie karty się rozsypały – świetnie
  • Przepraszam, nic ci się nie stało? - zapytał – pokaż – chwycił moją twarz w dłonie, obejrzał skroń – do wesela się zagoi. - pomógł mi pozbierać karty. - Brian. - przedstawił się
  • Lisa. - odpowiedziałam
  • Bardzo miło mi cię poznać, Liso. - od tamtego czasu widywaliśmy się codziennie. Spędzałam z nim każdą wolną chwilę. Mimo młodego wieku, wiedziałam że chcę być z nim, na zawsze. Kiedy nadszedł czas rozstania cierpiałam, po osiągnięciu pełnoletności dostałam propozycję wymiany uczniowskiej, kiedy usłyszałam w jakim mieście miałabym kontynuować naukę skakałam ze szczęścia. Lyon! Nie czekając spakowałam się i opuściłam Paryż na rzecz Lyonu i chłopaka, który tam się znajduje.”
  • Rok, później zamieszkali razem, a po trzech się zaręczyli– dodał
  • Nie wiarygodne, minęło już pięć lat. - westchnęła – zbieraj się czas na mecz – pożegnali się pocałunkiem, każde poszło w swoją stronę.
  • Candice, czekaj! - zawołała, dołączyła do blondynki i razem zajęły miejsce obok Samanty.
  • Gdzie oni są? - rozglądał się Sam
  • Pewnie wyjdą w drugiej połowie – odparła Lisa
  • Spotykasz się po meczu z Karimem?
  • Nie, mają konferencje, widzimy się jutro. - odpowiedziałam przyjaciółce
  • No tak, jak piątek wolny. - zaczęłyśmy się śmiać.
Mecz skończył się wygraną Olympique Lyonu. Wróciłyśmy do hotelu, zmęczone położyłyśmy się spać.




A tak oto przedstawia się historia Lisy i Briana
ten rozdział trochę krótszy,
nadrobię to w następnym, może nie dłuższym,
ale mam nadzieję, że ciekawszym,
 obiecuje!!
Jak wam się podoba Szymon?
Zimno idzie, więc trzymajcie się ciepło
Dziękuję za wasze komentarze i do następnego:*

środa, 17 października 2012

Rozdział 13


    - Pięknie wyglądasz. - powiedział i delikatnie mnie pocałował – to dla ciebie – wręczył mi bukiet białych róż. Pół godziny później wchodziliśmy do uroczej restauracji. Kelner wskazał nam stolik oddalony od gości....
  • Miłość ma fascynujący smak.
    Czasem wystarczy po prostu niewinne spojrzenie, przypadkowe dotknięcie, by serce zaczęło bić mocniej, w głowie pojawił się dziwny zamęt, a nagły przypływ euforii oznajmił, że dzieje się z tobą coś bardzo przyjemnego, stado motyli w brzuchu, chociaż preferuję określenie czołgu. Miłość może zrodzić się nagle, ot tak, pstryknięcie palcami, ale może też narastać powoli, dojrzewać. Sama tak naprawdę nie wiem dlaczego. Inne pytanie. Dlaczego on? Za każdym razem gdy go spotykam marzę aby znaleźć się w jego objęciach, coś mnie do niego przyciąga. Niesamowite.... Dlaczego tak się dzieje? Emocje sprawiają, że wzrasta poziom adrenaliny we krwi. To za jej sprawą źrenice lśnią, rozszerzają się, krew zaczyna krążyć coraz szybciej i szybciej, a oddech nabiera dziwnego przyspieszenia. Spojrzenia się spotykają. Adrenalina, coraz więcej adrenaliny. Mięśnie twarzy naprężają się i pojawia się znaczący uśmiech. Uśmiech się odwzajemnia, a ty czujesz się....no właśnie, jak? Wspaniale? Zajebiście? Awesome? Niby pytanie retoryczne, a zmusza do refleksji. Jak ja się przy nim czułam? To proste, czułam się wyjątkowo. Gdy dłonie zetkną się, niby przypadkiem, odpływam. Siedzimy blisko siebie. Zmysły odbierają feromony rozsiane na skórze. Rośnie napięcie. Nasze ręce dotykają się bardziej znacząco. Stężenie adrenaliny we krwi podnosi się, a mięśnie napinają. Receptory dotyku na ciele informują, czy jest on przyjemny czy natarczywy. Tak, zdecydowanie przyjemny. Jak cholera przyjemny. Przysadka wydziela endorfiny. Dzięki temu mięśnie znów się rozluźniają. Lecz to chwilowe. Pora na oczekiwany pocałunek. Gdy pieszczoty stają się coraz bardziej namiętne, krew krąży szybciej, co zwiększa wrażliwość warg. Jeden jego pocałunek wydziela we mnie więcej endorfin niż kilogram ulubionej czekolady. Nie przerywa pieszczot. Mój przyśpieszony oddech, a jego usta schodzą niżej, szyja następnie ramie. Cudownie, on sprawia, że nie potrzeba mi nic więcej, prócz bliskości mężczyzny, mojego mężczyzny...” - Karim, to właśnie on sprawia, że czuję się wyjątkowa, kochana. Nie znamy się długo, uczucie które nas połączyło nie dojrzewało, zrodziło się nagle. Sama się do tego nie przyznawałam, ale teraz jestem pewna. To miłość. Kocham, po raz pierwszy kocham. Kocham prawdziwie i jestem kochana.
  • Zastanawiam się, kiedy to już nie jest zwyczajne flirtowanie z drugą osobą, a zaczyna się zakochanie. Najpierw zadaję sobie pytanie czym jest miłość, stan zakochania? Niby odpowiedź prosta, a daje wiele trudu, by spleść zadnie. Zwykłe zdanie, nie mówiąc o logicznym. Miłość jest wtedy, kiedy nie możesz przestać myśleć o danej osobie, kiedy jest obecna w każdej Twojej myśli, nawet jeśli nie ma jej przy tobie pragniesz jej bliskości, jej obecności, chcesz być jak najwięcej z tą osobą. Tą osobą jest Ryse. Moja Ryse. Nie wiedziałem dlaczego mówią na nią Candice. Teraz mam swoją odpowiedź. Dla innych jest najsłodszą dziewczyną z charakterkiem. Dla mnie oprócz tego jest właścicielką najsłodszych warg, może to zabrzmi głupio ale tak jest. Wystarczyło kilka pocałunków, by się uzależnić. Dobrze się z nią czuję, miło się nam rozmawia. Po krótkiej rozmowie, mam siłę na cały dzień. Mógłbym grać bez przerwy, w zamian za spotkanie z moją Candy. Po czym można poznać miłość? Czy dana osoba czuje coś do ciebie? Może mi się wydaje, ale po drobiazgach, po małych rzeczach których się wcześniej nie dostrzegało. Po chęci bezinteresownej pomocy, czułych słówkach, opiekuńczości, radości ze spotkania, smutku z rozstania nawet tego krótkotrwałego. Takie szczególiki, szaleńczo zakochani czy też po prostu zakochani. Wystarczy drobniutkie uczucie które pokazuje że zależy nam na sobie, a ja wiem, że moja Candy to odwzajemnia. Odwzajemnia miłość, którą do niej czuję, kiedy wyszeptałem jej w parku „kocham cię” nie odpowiedziała, lecz wszystkie uczucia przelała w tym jednym pocałunku. Jak nazywa się miłość? Moja nosi imię Maryse. - pocałował mnie w szyję, uśmiechnęłam się.
  • Nie miałaś wrażenia, że wszyscy się patrzą w twoją stronę? - zapytał po chwili.
  • Wszyscy? Nie zauważyłam, sosu malinowego raczej na twarzy nie mam.
  • Bardzo śmieszne. - udał obrażonego, lecz mu nie wychodziło. - skarbie, wszyscy faceci się na ciebie patrzyli. A ten brunet to cię wzrokiem pożerał. - „Skarbie” jak to cudnie brzmi.
  • Ten brunet? - wskazałam na mężczyznę siedzącego przy stoliku dwuosobowym.
  • Tak, ten. - powiedział z nutą poddenerwowania w głosie.
  • To idę mu się przyjrzeć! - powiedziałam poważnie – siedzi sam może mam szansę! - mój towarzysz zdębiał – o nie. - powiedziałam zawiedziona – patrz. Jest zajęty. - Karim spojrzał w stronę bruneta, do którego podszedł równie przystojny mężczyzna, tamten wstał i przywitał się czułym pocałunkiem, zajęli miejsca, trzymali się za rękę popijając wino. - teraz jestem skazana na ciebie. - gdy zobaczyłam wyraz jego twarzy, zaczęłam się śmiać.
  • Z czego się śmiejesz? - zapytał poważnie
  • z twojej głupoty – odpowiedziałam i pocałowałam go w policzek – żartowałam, a jaką miałeś minę. - spojrzał na mnie – chyba patrzył na kelnera.
  • Raczej na mnie. - powiedział z pewnością, jego ręka zawędrowała na moją nogę.
  • Co dla państwa? - naszą wymianę zdań przerwał kelner.
  • Masz pełne pole do popisu. - powiedziałam mojemu towarzyszowi. Ucieszył się i zamówił.
    Resztę wieczoru spędziliśmy w cudownej atmosferze. Odwiózł mnie do hotelu, pożegnaliśmy się, umówiliśmy się na środę, Karim wyjeżdżał jutro na zgrupowanie i mecz. Więc weekend spędzimy w trójkę. Wraca we wtorek,w środę mecz na który obiecałam, że przyjdę. Wjeżdżałam windą na górę, zadzwonił telefon – Mum- widniało na wyświetlaczu. Porozmawiałam z nią, Adamem. Opowiedziałam prawie wszystko. Wycięłam wątek o Karimie. Mój ojczym jest wielkim fanem piłki nożnej, więc z pewnością wsiadłby w pierwszy lepszy samolot, z wymówką „chciałem sprawdzić czy wszystko w porządku” to co , że minął miesiąc. Jaka to różnica....
  •  
    Następnego dnia
  • Co dziś robimy? - zapytała Sam przeglądając po raz drugi dokumenty.
  • Nie mam pojęcia, może pójdziemy pozwiedzać miasto, a wieczorem zrobimy sobie babski wieczór? - zaproponowałam
  • Świetny pomysł! - dołączyła się Lisa. - jutro pokażę wam trochę miasta, a dziś idziemy do hotelowego SPA! Nam też należy się chwila relaksu. No to co. Zbieramy się, wyłączamy telefony, przebieramy i do SPA! - przytaknęłyśmy, resztę dnia spędziłyśmy odpoczywając, zajadając się słodyczami i plotkując.

W Londynie.

  • Karim, dzwoniłeś do Candice? - zapytał Brian wchodząc do pokoju prrzyjaciela.
  • Tak, ale ma wyłączony telefon. Czemu pytasz?
  • Lisa też ma wyłączony telefon. Dziwne, mówiła że nic nie będzie się działo w weekend.
  • Wiesz jak to jest, może coś im wypadło. - wstał – a teraz chodź, bo nas trener zje, jak znów się spóźnimy...

W Lyonie
  • Wiecie co? Mam ochotę na imprezę – powiedział Sam
  • Też bym zaszalała. - dodałam
  • To na co czekamy? Zmywamy tą zieloną mazie z twarzy, szykujemy się i wychodzimy! - dwa razy nie trzeba było powtarzać, gotowe pojechałyśmy do klubu w centrum miasta. Zabawa trwała w najlepsze, my bawiłyśmy się świetnie do rana. Wróciłyśmy do hotelu i wszystkie trzy zasnęłyśmy w jednym łóżku. Rozbudził mnie dźwięk dzwoniącego telefonu. Spojrzałam na zegarek 9.40, na wyświetlacz – Karim – zanim zdążyłam odebrać, rozłączył się. Wyświetliła mi się informacja o 40 nieodebranych połączeniach, chyba będzie zły. Wyszłam z pokoju, w salonie znalazłam karton soku, napiłam się i oddzwoniłam. Po kilku sygnałach usłyszałam jego głos.
  • Nareszcie, nawet nie wiesz jak się martwiłem – powiedział na dzień dobry.
  • Cześć, ja też się cieszę, że cię słyszę. - odpowiedziałam ironicznie.
  • Jak ci minął dzień? - dzień, noc wspaniale.
  • No wiesz, dobrze. Odpoczęłam. - odpowiedziałam zgodnie z prawdą
  • A co robiłaś? - wciąż dopytywał
  • Książkę piszesz” - zapytałam w myślach – byłyśmy w hotelowym SPA.
  • To nie mogłaś zadzwonić?
  • Nie, nie mogłam. Telefon mi się wyładował. A co, zazdrosny jesteś?
  • Bardzo. - zaśmiał się – widzimy się w środę.
  • Pewnie, idę budzić Sam, cześć – rozłączyłam się. Chciałam zakończyć tą rozmowę, nie lubię się kłócić o tzw pierdołę, Lisa już nie spała, nie chciałyśmy budzić Sam, więc same ubrałyśmy się w dresy, zjechałyśmy na dół, przygotowałyśmy śniadanie i wróciłyśmy do pokoju. Usiadłyśmy na sofie, włączyłyśmy telewizor, leciał jakiś program śniadaniowy.
  • Jak wam się układa? - zapytała po chwili
  • Dobrze, chociaż dziś mieliśmy małą... sprzeczkę? Nie wiem o co mu chodziło, rano zadzwonił, ale nie zdążyłam odebrać, oddzwoniłam, na dzień dobry powiedział „nareszcie”, zaczął się wypytywać co robiłam. Skłamałam, że muszę obudzić Sammie,ach i nie powiedziałam o naszym wypadzie do klubu. Myślisz, że powinnam mu powiedzieć?
  • Myślę, że tak. Nie wróciłyśmy pijane, nic takiego się nie stało. Ja pogadam z Brianem, czasami mówi żebym zaszalała. Zresztą Karim jest kochany, powiedz mu. Nie będzie zły, będzie zawiedziony jak mu nie powiesz.
  • Masz racje, po meczu do niego zadzwonię!




Ubranie Candice (impreza dziewczyn)
 
 
13 - mam nadzieję, że nie pechowa:)
Chcecie poznać obiekt westchnień Sam?
Dziękuję za wasze komentarze Jesteście CUDOWNE!!
Dziękuje Danusi, która bardzo mnie podbudowała twierdząc, że jestem geniuszem, wielkie dzięki
Edyta - kocham cie za jeden komentarz xD
mam dla was suprice,chciałam zobaczyć jak Karim wyglądał by z włosami
efekt możecie podziwiać poniżej, nie jestem najlepszym grafikiem!
Nadio, wykorzystałam Twój pomysł będziesz ze mnie dumna!
 
 
 
 
fotka nr 2 przypomina mi film "Goście, Goście"
 i wiernego giernka Godfryda - Jacquouille 
Wybaczcie!
Popłakałam się ze  i śmieję się za każdym razem jak zobacze tą przeróbkę
new style baby! xD
Dziękuje za uwagę :)
 
do następnego!
Trzymajcie się ciepło:*

środa, 10 października 2012

Rozdział 12




Dedykowane
Edycie by uśmiech powrócił na jej promienną twarz
 i Nadii za pohotoshopa i niesprawiedliwy mandat, bo co w tym złego
 gdy kobieta prowadzi na wysokich obcasach?

 
W czasie gdy rozmawialiśmy, kelnerka podała nam kawy i ciasto czekoladowe z lodami miętowymi i innymi bajerami.

  • O ciacho czekoladowe, moja babcia zawsze je robi jak przyjeżdżam.
  • Moja robi makowca. - uśmiechnęłam się na samą myśl o babcinym cieście.
  • Co robi? - zapytał zdziwiony
  • Oj, kiedyś ci wytłumaczę. - odpowiedziałam
  • To może jutro wieczorem? - zapytał niepewnie
  • no, w sumie, czemu nie. Tylko, że jutro kończę o 18. - odpowiedziałam.
  • Nie ma problemu. Pasuje ci 20? - zapytał
  • Pasuje. - uśmiechnęłam się – tylko, gdzie pójdziemy?
  • Zapraszam cię, na kolacje. - powiedział po chwili.
  • Dobrze. - Tylko w co ja się ubiorę...
    Przy Karimie czuję się pewniej, wiem że mogę powiedzieć mu o wszystkim, rozmawiać na każdy temat. Zaufałam mu.
  • Wracamy? - zapytałam
  • Pewnie. - odpowiedział, sięgnął ręką do kieszeni, by wyjąć portfel.
  • O nie! Umówiliśmy się, że dziś ja płace. - zaprotestowałam
  • Nie pozwolę kobiecie płacić rachunku. Candy, proszę nie kłóćmy się. - powiedział
  • Karim – powiedziałam proszącym tonem
  • Hej, wiesz że nie odpuszczę, jest po 18, możemy się spierać do zamknięcia, czyli 22. - odparł ze śmiechem. Nie odzywałam się, no co ja będę się z nim kłócić, przecież i tak nie wygram. Zresztą jak patrzą na ciebie tak czekoladowe oczy, to można zmięknąć.
  • Czyli ustalone. - uśmiechnął się, zapłacił i wyszliśmy. Przejeżdżaliśmy obok parku, w którym się poznaliśmy.
  • Przejdziemy się? – wskazałam na park. Nie odpowiedział, zatrzymał się niedaleko, było już ciemno, w parku nie było nikogo, drogę oświetlały lampy. Szliśmy ścieżką w milczeniu, Karim objął mnie ramieniem, a ja wtuliłam się w niego. Po chwili zatrzymał się, a ja zaraz po nim. Staliśmy na przeciw siebie, w milczeniu. Przestał się liczyć czas, świat, wszystko co znajdowało wokół nas straciło znaczenie. Tylko my. Nasze usta dzieliły milimetry. Stało się.
  • Nagle wszystko przestało istnieć, gdy poczułem na ustach smak jej warg. Były chłodne, ale słodkie, chciałem, aby ta chwila trwała wiecznie, niestety... był to jedynie ułamek sekundy. Kiedy oddaliliśmy nasze wargi, ciągle jednak będąc blisko siebie, wyszeptałem jej do ucha: "kocham cię", ona, jakby chciała odpowiedzieć to samo, lecz milczała, ponownie jej usta znalazły się na moich w bardziej gorącym, dłuższym pocałunku. Nie liczył się czas. Nie chciałem od życia nic więcej, tylko jej. Jej pocałunków, smaku jej ust. Nigdy nie czułem się tak wspaniale, czułem wielką miłość, która wypełnia całe ciało....”
  • Nasze usta złączyły się w pocałunku, jego ciepło wypełniało mnie od środka, wszystko trwało chwilę. Wciąż będąc blisko siebie, wyszeptał mi do ucha: „kocham cię”, chciałam odpowiedzieć to samo, lecz nie byłam w stanie wykrztusić z siebie słowa, milczałam. Musnęłam wargami jego ciepłe usta, zatapiając się w tej cudownej chwili, spijając słodki nektar z jego ust, odwzajemniając wszystkie uczucia, wiedząc że są zawarte w tym jednym pocałunku...” - mam do powiedzenia tylko dwa słowa: świat zawirował.
  • Chodź, odprowadzę cię do hotelu. - powiedział po chwili, objął mnie ramieniem i tak przytuleni szliśmy w stronę obiektu. W milczeniu. Słowa w tej chwili były nie potrzebne. Zatrzymaliśmy się pod hotelem, czas się rozstać.
  • To do jutra. - powiedział patrząc mi w oczy. Nie odpowiedziałam; nie chciałam kończyć naszego spotkania. Karim objął mnie w pasie, zarzuciłam mu ręce na szyję, po raz kolejny nasze usta się złączyły.
  • Do jutra. - odpowiedziałam, weszłam do hotelu z ogromnym uśmiechem na twarzy.
    Wesele trwało w najlepsze. Goście bawili się w rytm hitów Bonny M.
  • Widziałam! Jej Candice, jak ja się cieszę! - rzuciła się na mnie Lisa. - Kurcze, myślałam, że Karim już nigdy nie znajdzie szczęścia w miłości! - mówiła przytulając mnie. - chodź musimy powiedzieć Sam! - zaciągnęła mnie do windy, po chwili byłyśmy już w pokoju.
  • Sam! - krzyknęła – Sam nie uwierzysz!
  • Lisa? Coś się stało? - zapytała z przejęciem.
  • Tak! Ale niech ci Candy sama powie. - powiedziała podekscytowana.
  • No mów! - powiedziałam jej co się wydarzyło na dzisiejszym spotkaniu, powiedziałam również o jutrzejszej kolacji.
  • Zaprosił cię na randkę! Candice, to wspaniałe! - Sam mówiła jak najęta.
  • Tylko w co ja się ubiorę? - zapytałam przerażona.
  • O to się nie martw. Od tego masz mnie! - powiedziała Lisa, spojrzałam na nią pytająco.
  • Nie patrz tak na mnie! Przyniosę ci jutro sukienkę, dodatki. - powiedziała - Na którą się umówiliście? - zapytała
  • Na 20. - odparłam
  • przyjdę wcześniej i pomogę wam! - powiedziała i klasnęła w dłonie
    Następnego dnia
    Siedziałyśmy w recepcji, przeglądając książkę meldunkową.
  • Cześć! - Rzuciła Lisa w naszą stronę.
  • Cześć. - odpowiedziałyśmy równocześnie.
  • A co tam targasz? - zapytała Sam, wskazując na małą walizkę
  • Niespodziankę dla Candice i kilka białych koszul do pracy. - powiedziała – nie wiem jak wy, ale ja bym coś zjadła, zbierajcie się koniec na dziś. - dodała. Udałyśmy się na górę, wcześniej zabierając z kuchni ciastka i sok pomarańczowy. W pokoju zrobiłyśmy sobie kakao. Rozsiadłam się z Sam na kanapie, a Lisa otworzyła walizkę z której wypakowała kilka białych koszul
  • To dla mnie – uśmiechnęła się – a to – wyjęła małą torebkę, czarne szpilki i sukienkę z długim rękawem w tym samym kolorze – dla Candice.
  • Wow! No to teraz Karimowi szczęka opadnie. - powiedziała ze śmiechem Sam. Zadzwonił telefon Lisy
  • To Karim – powiedziała do Sam
  • Odbierz. Ryse i tak nie usłyszy, bierze prysznic – powiedział przykładając ucho do drzwi łazienki.
  • Cześć Karim! Co słychać? - zapytałajakie kwiaty lubi? - spojrzała wyczekująco na Sam – tulipany, żółte lub białe. - uśmiechnęła się – Karim, ale róże też możesz kupić. Białe. - rozłączyła się. Wyszłam z łazienki. Przebrałam się w koszulkę i spodnie od dresu. Usiadłam na krześle, po dwóch godzinach plotkowania, śmiechu i „pracy” miałam spięte włosy w luźny kok i prawie gotowy makijaż.
  • Która godzina? - zapytałam
  • 17.30. - odparła Lisa – jeszcze pomalujemy paznokcie, tym miętowym – wskazała na lakier stojący na stole – podkreślimy rzęsy i gotowe. - rozmawiałyśmy na różne tematy, paznokcie zdążyły wyschnąć, my zdążyłyśmy zjeść wszystkie ciastka.
  • No Ryse ubieraj się! Za 15 minut musisz wyjść! - pogoniła mnie Sam. Ubrałam czarne nieprześwitujące rajstopy, sukienkę, buty. - kim jesteś i co zrobiłaś z Candy? - zaśmiała się
  • Sam, nie wygłupiaj się. - użyłam perfum, ubrałam płaszcz, szyję owinęłam ciepłym szalem.
  • Nie zapomnij torebki – podała mi ją Lisa. Byłam gotowa, pożegnałam się z dziewczynami, windą zjechałam na dół. Przeszłam hall, wychodząc z hotelu zauważyłam Karima opierającego się o samochód. Stanęliśmy na przeciw siebie.
  • Pięknie wyglądasz....

Ubranie Candice

 
 
Akcja zaczyna się rozkręcać,
miałam mały problem z opisaniem pierwszego pocałunku,
co o nim sądzicie?
Chciałam by wyszło naturalnie i nie przesadnie.
Obiecuję, że następne rozdziały będą dłuższe!
Dziękuje za wszystkie komentarze, które motywują do działania
Trzymajcie się ciepło i do następnego:*
Anonimowa od jakiegoś czasu zastanawiałm się nad zmianą
 tylko zdjęcia głównej bohaterki, ale zmiana Karima? nieee :)



środa, 3 października 2012

Rozdział 11


7 luty 2009

Dzień meczu

Ubrałyśmy się z Sam w koszulki klubowe, które przyniósł nam Karim z biletami, mimo że od spotkania w kawiarni rozmawiamy codziennie, nie brak nam tematów do rozmów. Sam mówi, że po rozmowie z nim, uśmiecham się nawet do ściany. Chyba nie widziała siebie jak rozmawia z Szymonem. Uśmiech nr 6 albo i 7. Jak to mówi Sami „cieszę się twoim szczęściem”

  • Gotowe? - zapytała Lisa wchodząc do pokoju, miała na sobie koszulkę klubu.
  • Pewnie. - odpowiedziałyśmy równocześnie. Zabrałyśmy płaszcze i wyszłyśmy. Po niespełna godzinie byłyśmy na stadionie. Zeszłyśmy do strefy przeznaczonej dla zawodników i ekipy szkoleniowej, nie było z tym problemu bo Lisa jest tam częstym gościem. Po przejściu krętymi korytarzami, dotarłyśmy na miejsce. Karim stał oparty o ścianę, słuchał muzyki. Obrócił się w naszą stronę, ściągnął słuchawki i z uśmiechem podszedł do nas.
  • Cześć – powiedział
  • Tak, tak. Cześć Karim, my – wskazała na siebie i Sam – pójdziemy do Briana, a wy sobie pogadacie. - skończyła i oddaliły się.
  • Jak się czujesz- zapytałam
  • W porządku, ciesze się że przyszłaś – uśmiechnął się – z Sam – dodał
  • No to mam nadzieję, że pokarzesz co potrafisz.
  • Pewnie! - odparł z pewnością w głosie - „Dla ciebie wszystko” - dodał w myślach
  • No to.... powodzenia – powiedziałam i przytuliłam się do francuza. Odwzajemnił uścisk, poczułam zapach jego perfum świeży, seksowny z charakterem.
  • Dziękuje – wyszeptał mi do ucha, odsunęłam się od niego – spotkamy się jutro?
  • Jak wygracie mecz, to z przyjemnością. - widziałam błysk w jego oczach - Już pójdę, dziewczyny pewnie czekają. Pa! - patrzył jak odchodzi, wszedł do szatni, chwilę po nim wszedł trener. Po 10 minutach wybiegli na boisko. Gwizdek sędziego, zaczęła się pierwsza połowa. Już w dwunastej minucie Karim zdobył gola, po którym objęli prowadzenie nad Ajaxem. Atmosfera niesamowita, klub kibica wykonywał różne przyśpiewki na cześć piłkarzy. Koniec pierwszej połowy, po przerwie wybiegli ponownie
  • Dawaj Brian! - krzyczała Lisa. Wydawało się, że ją usłyszał, bo spojrzał w naszą stronę i pomachał. Sędzia wznowił mecz, po kilku minutach Ajax wyrównał wynik. Chłopaki się nie poddawali, chwilę później wyprowadzili akcję, dośrodkował Karim a bramkę zdobył Brian.
  • Taak! Świetnie! Brawo! - krzyczała Lisa, trzecią bramkę po faulu zdobył Karim. Ostatni gwizdek, oznaczał koniec meczu. Olympique Lyon wygrał z Ajaxem 3-1. Zeszłyśmy na dół do szatni, panowie wychodzili zadowoleni z szatni, wychodzili i wychodzili, uśmiechali się i powtarzali „cześć”. Wreszcie wyszli zdobywcy bramek w meczu. Podeszli do nas, Karim trzymał jakiś pakunek w ręku.
  • Proszę – powiedział i podał go Sam.
  • Gratuluje i dziękuje, ale co to?
  • Zobacz – nie musiał dwa razy powtarzać, Sam rzuciła się nich, równocześnie podając mi pakunek i koszulkę, na której znajdowały się autografy całej drużyny. Trzeba przyznać, że się postarali. Lisa ulotniła się z Brianem, Sam zadzwoniła do Szymona, szła przed nami co chwila śmiejąc się.
  • Gratuluje. - powiedziałam po chwili
  • Dziękuje. - odparł – Mam nadzieję, że mecz się podobał.
  • Tak, nawet bardzo. - przyznałam zgodnie z prawdą - Nic ci nie jest? - zapytałam
  • Nie rozumiem.
  • No po tym faulu, nic ci się nie stało? - ponowiłam pytanie
  • Nie, jestem cały, zostanie tylko siniak. Nic więcej. - powiedział – Candice...
  • Pamiętam i mówię tak. - uśmiechnęłam się – kończę jutro o 14.
  • Świetnie. 15 pasuje? - potwierdziłam skinieniem głowy.
  • Będę czekać tam gdzie ostatnio. - wyszliśmy na parking, Karim odwiózł nas do hotelu pożegnaliśmy się, odjechał a my weszłyśmy do budynku.
  • Co mówił Szymon? - zapytałam będąc już w pokoju
  • Nawet nie wiesz jak się cieszył, Marcel i Kornel tak samo. - odpowiedziała - A co u ciebie i Karima? - zapytała
  • W porządku. Spotkamy się jutro o 15.
  • No proszę. Wiedziałam, że ten wyjazd coś zmieni.

Następnego dnia wstałyśmy dość wcześnie, ubrane na luzie zeszłyśmy na dół, zjadłyśmy śniadanie. Godzinę później przygotowywałyśmy salę na weselę.

  • Jak ja bym chciała być na miejscu panny młodej. - westchnęła Sam
  • Wszystko przed tobą – odpowiedziałam bez emocji
  • Tylko mi nie mów, że nie marzysz o białej sukni, facecie który jest zakochany w tobie do szaleństwa, ogromnej sali pełnej gości, a po środku ty i twój mąż, pierwszy taniec, łza szczęścia wycierana przez niego... - wymieniała Sam z blaskiem w oczach
  • Co ma być, to będzie. - odpowiedziałam, chociaż w głębi serca marzył mi się ślub, a po nim długie lata spędzone z tym jedynym.
  • Tak, tak ty znowu swoje. Zakochasz się szybciej, niż będziesz tego chciała. - W tym czasie zdążyłyśmy ustawić stoły i krzesła. Przyszła Lisa z obrusami, które pomogła nam rozścielić na stołach. Zastawa rozłożona. Czas na balony. Dużo balonów, państwo młodzi zażyczyli sobie morza balonów, jak można się domyśleć najwięcej było z tym zabawy. Wdychanie helu i każdy czuje się jak dziecko. Czas minął szybciej niż się spodziewałyśmy, udałyśmy się z Sam do pokoju. Wzięłam prysznic, założyłam wygodne ubranie i buty na obcasie, które nakazała ubrać mi Sam.
  • No widzisz, jak ślicznie wyglądasz! - zachwycała się Sam
  • Przestań, wyglądam normalnie, ale dziękuje i ciesze się, że ci się podoba. - odpowiedziałam przyglądając się w lustrze. - Jesteś pewna, że te buty są odpowiednie? - odwróciłam się w stronę przyjaciółki
  • Są idealne – odpowiedziała, dostałam sms-a od Karima. Czekał na parkingu. - Karim czeka, no już, idź i baw się dobrze – pocałowała mnie w policzek. Wyszłam przed hotel.
  • Cześć, proszę to dla ciebie – dziś dostałam herbacianą róże
  • Cześć, dziękuje – pocałowałam go w policzek, pojechaliśmy pod tą samą kawiarnie, usiedliśmy przy tym samym stoliku. - to tym razem ja wybiorę ciacho.
  • No dobrze – uśmiechnął się i skinieniem głowy przywołał kelnerkę
  • Co dla państwa? - zapytała kobieta
  • Zaczniesz? - zapytałam Karima. Spojrzał na mnie pytająco. - niespodzianka.
  • Dwie kawy Latte. - powiedział po chwili. Wskazałam kelnerce numerek, który był przypisany deserowi, którego z Sam jesteśmy fankami.
  • To wszystko dla państwa? - zapytała
  • Tak – odpowiedziałam, kelnerka odeszła – nie powiem. - zaśmiał się.
  •  
     
     
                                           Ubranie Candice
     
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
Cóż to tyle na dziś.

nie, nie, nie i jeszcze raz nie!
nie ogladam TEGO serialu, rozbawiły mnie Wasze komentarze,
chociaż pierwsza reakcja: O_o
Więc, oglądanie "mody" ma związek z bohaterami tego opowaidania,
babcia Candice bardzo, ale to bardzo lubi ten serial (tak jak i moja prywatna:D)
a kobieta, którą spotkali w kawiarni ( tak, fanka Ridga), może okazać się bliższa niż się spodziewają;
 
nie wiem jak wy,
 ale ja bym się z tym sweterkiem nie rozstawała
o butach nie wspomnę:D
Dziękuje za komentarze.
Trzymajcie się ciepło:))
ach, bo zapomnę!
Coś mi się wydaje, że następny rozdział przypadnie Wam do gustu:))