każdej dziewczynie pozytywnie zakręconej
14 luty 2009
Obudziłam się przed budzikiem, sprawdziłam godzinę 6:05,
nieodebrana wiadomość „Pewnie już śpisz, ale dobranoc
Skarbie.” Wysłano o 2:50. „Pewnie jeszcze śpisz, ale
dzień dobry Skarbie.” odpisałam. Wstałam, wyszykowałam się.
Chwilę później z pokoju wyszła również uśmiechnięta Sam. Do
marynarki miała przypięte czerwone serduszko. Widząc moje
zdziwienie, odpowiedziała:
- Walentynki, Ryse mamy Walentynki! Wychodzisz dziś z Karimem, a ja cały wieczór będę rozmawiać z Szymusiem. Umówimy się jak wrócimy do Polski. Nie czujesz się inaczej? Co teraz czujesz?
- Jak na razie odczuwam tylko głód. - zaśmiała się. Zjadłyśmy śniadanie, porozmawiałyśmy, dołączyła do nas Lisa, zrobiłyśmy zapasy różnych ciastek, paluszków. Z kuchni zabrałyśmy trzy kubki i udałyśmy się na recepcje. W dobrym towarzystwie czas szybko mija, tak było również z nami. Nim się obejrzałyśmy była już 15. Pożegnałyśmy się z Lisą, ma wolny weekend i z Brianem wyjeżdżają do Paryża.
- Głodna jestem – powiedział Sam, wychodząc z pokoju
- Cały czas jadłaś ciastka, ale też jestem głodna. - wróciłyśmy najedzone do pokoju, sprawdziłam telefon. Nieodebrany sms.
- „Jak skończysz to cię porywam” - przeczytałam na głos.
- Odpisz! - nakazała Sam, tak też zrobię!
- „Teraz to nie porwanie:|” - zadzwonił
- I tak cię porywam! Będę za godzinę. - rozłączył się
- Będzie za godzinę. - powiedziałam i rozsiadłam się na kanapie.
- Co...co...co ty robisz? - wydukała po chwili
- Siedzę. - odpowiedziałam ze śmiechem
- powinnaś się szykować, przebierać, panikować że nie masz w co się ubrać, a ty siedzisz!
- Sami kocie, nie nakręcaj się, mieliśmy iść do kina. Zwiążę włosy, przebiorę się i koniec. Nawet o tym nie myśl, butów na obcasie nie ubiorę!
- Sam, wychodzę. - powiedziałam wchodząc do pokoju przyjaciółki, rozmawiała z Szymonem.
- Baw się dobrze! - odpowiedziała – Nie musisz wracać na noc. - śmieszne, bardzo śmieszne, ha ha.
- Idę, cześć wam! - powiedziałam zostawiając ich samych. Wyszłam z hotelu, czekał, opierał się o samochód, miał odwróconą głowę, dokładnie tak samo jak przed pierwszym spotkaniem. Podeszłam bliżej. Uśmiechnął się, porywając w ramiona. Mógłby mnie nie wypuszczać z objęć. Delikatnie musnął moje usta swoimi.
- Gdzie jedziemy? - zapytałam
- Chciałaś zapytać, gdzie cię porywam?
- Gdzie mnie porywasz?
- Ktoś się za tobą stęsknił – widząc moją minę dodał – nie mówię o sobie.
- No wiesz! Zatrzymaj się, wysiadam. - powiedziałam poważnie, zatrzymał się na czerwonym świetle, uśmiechnęłam się.
- Nawet o tym nie myśl, drzwi są zablokowane. - wjechał w osiedle domków, znajdowało się one na obrzeżach miasta. Zatrzymał się przed dużym domem.
- Chodź, chcę ci coś pokazać. - nie odpowiedziałam, przeszliśmy przez ogród, wprowadził mnie do jakiegoś lasu, przez cały czas trzymając za rękę. Szliśmy jakąś drogą, po jakimś czasie, moim oczom ukazał się widok pięknego małego stawu.
- Ślicznie, tylko chwila chcesz mnie w nim utopić? - zapytałam z powagą
- Oczywiście, w końcu po coś cię porwałem. - odpowiedział i objął mnie ramieniem. Przytuliłam się do niego. Zaczęło robić się ciemno i zimno. - wracamy – powiedział mi do ucha – jeszcze mi zamarzniesz. Wyszliśmy z lasu, przeszliśmy przez ogród, otworzył przede mną drzwi, zza których wyskoczył mały czworonóg. Zakręcił się pomiędzy nogami i z powrotem wbiegł do środka.
- Wiem, mieliśmy iść do kina, ale ten sam film obejrzymy tu. - powiedział już w środku – teraz będę miał pewność, że nie licząc Bostona nikt patrzeć na ciebie nie będzie...
- Ryzykujesz tym, że będę bardziej zainteresowana Bostonem niż tobą.
- Zaryzykuję – odpowiedział przyciągając mnie do siebie – zmarzłaś. - założył na mnie swoją bluzę. Siedząc w salonie, towarzyszył mi Boston. Wrócił Karim objął mnie ramieniem, wtuliłam się w jego tors. Trzymał rękę na moich plecach, bawiąc się włosami.
- Świętujesz walentynki? - zapytał po chwili.
- Nie. - palnęłam bez namysłu
- Ja też nie. - odparł
- Sam je uwielbia, gdzie tylko może nakleja czerwone lub różowe serduszka. - zaśmiał się
- Dlaczego nie świętujesz? - zapytał
- Ponieważ uważam, że jeśli kochasz to cały rok, a nie tylko w walentynki. - odpowiedziałam – jak idziesz ulicą, to widzisz pełno osób kupujących róże. Czy te kwiaty można kupić tylko raz w roku? - zapytałam
- Nie, są dostępne cały rok. Tak samo jak inne - odpowiedział, sięgnął ręką za sofę i podał mi ogromny bukiet żółtych tulipanów. - to dla ciebie.
- Skąd wiedziałeś? - zapytałam
- że to twoje ulubione? - uśmiechnął się – ma się swoje sposoby. - dodał
- Sam. - nic nie powiedział. - wiedziałam. Dziękuje
- No to teraz, trzeba się odwdzięczyć. - powiedział poważnie
- Będę musiała wyprowadzać Bostona na spacer. - odpowiedziałam
- Nie, nie Bostona. - zaśmiał się
- Ciebie? - zapytałam zaskoczona.
- Candice. - powiedział poważnie, odłożyłam kwiaty na bok, pocałowałam go w policzek. - tylko tyle? - zapytał zawiedziony, posadził mnie sobie na kolanach, zarzuciłam mu ręce na szyje, nasze usta dzieliły centymetry.
- To kiedy będziemy oglądać ten film? - zapytałam, westchnął
- Za chwile. - powiedział, pocałowałam go w policzek. Chwycił mnie za brodę i pocałował. Na początku delikatnie, z czasem pocałunki stawały się odważniejsze, śmielsze. Wszystko pięknie, ładnie gdyby nie wskoczył na nas Boston.
- Chyba czas, na film. - zaśmiałam się
- Tak. - odpowiedział, usiadłam obok tak, by opierać się o Karima. Boston usiadł, szturchając mnie łapką bym go głaskała.
- Boston – spojrzał na piłkarza – sprawdź, czy nie ma cię w kuchni. - powiedział, na co Boston tylko zaszczekał i wskoczył mi na kolana, układając się w kłębek.
- Ej, to moja dziewczyna, znajdź sobie własną - pies nie zareagował, ja tak, obróciłam głowę w jego stronę – chyba tak jest, co? - wzruszyłam ramionami
- Jesteśmy parą? - zapytałam
- Chyba tak. - odpowiedział
- Chyba? - zapytałam ponownie
- Jesteśmy. - odpowiedział szeptem, Boston zszedł ze mnie układając się na kanapie, opierałam się o jego ciało, objął mnie ręką, pocałował w głowę. Czegoś więcej trzeba?
15 luty 2009
Obudziłam się wypoczęta, mimo późnego pójścia spać. Zegar
wskazywał 8. Wstałam, pozbierałam rzeczy z podłogi. Uśmiechnęłam
się, na samą myśl o wczorajszym wieczorze. Karim i ja.
- A co ty tutaj robisz? - zapytała zdziwiona
- Hmm.... Czekaj, niech pomyślę. Ach tak, tymczasowo mieszkam. - odpowiedziałam przyjaciółce
- Śmieszne, myślałam że zostaniesz u Karima. Wiesz, coś ten tego. - kontynuowała
- Sam. Nie przesadzaj. - zaśmiałyśmy się wychodząc z pokoju
- No, to opowiadaj – usiadłyśmy przy stoliku, który zawsze zajmowałyśmy. - od początku.
- Zaprowadził mnie nad jakiś stawik, tak Sam całą drogę trzymał mnie za rękę – westchnęła – wróciliśmy do jego domu, zaczął temat Walentynek. Zapytał czy je obchodzę, odpowiedziałam, że nie, on też nie obchodzi, dał mi ten ogromny bukiet tulipanów, nie wiedział by, że to moje ulubione gdyby nie taka jedna Sam – zaśmiałam się widząc jej minę – zaczął się film, a Boston nie odstępował mnie na krok, siedział cały czas przy mnie
- „Ej, to moja dziewczyna, znajdź sobie własną - pies nie zareagował, ja tak, obróciłam głowę w jego stronę – chyba tak jest, co? - wzruszyłam ramionami
- Jesteśmy parą? - zapytałam
- Chyba tak. - odpowiedział
- Chyba? - zapytałam ponownie
- Jesteśmy. - odpowiedział szeptem, Boston zszedł ze mnie układając się na kanapie, opierałam się o jego ciało, objął mnie ręką, pocałował w głowę”
- Jeju, jaki on jest kochany! - powiedziała z zachwytem
- Masz racje, jest kochany. - rozmarzyłam się
- Też bym chciała mieć takiego psa. Telefon ci dzwoni.
- Co? - zapytałam zdziwiona
- Telefon ci dzwoni. - powtórzyła
- Obudziłem cię? - zapytał
- Nie, rozmawiałam z Sami. A ty czemu nie śpisz?
- Sam nie wiem, ty powinnaś wyjść z Bostonem, nie ja. - zaśmiał się
- Przy okazji, z tobą? - dodałam
- Ze mną dziś wieczorem, chyba że masz inne plany.
- Mam bardzo napięty grafik, ale znajdę czas dla ciebie.
- O pani, twoja dobroć nie zna granic. - zaśmiał się po raz kolejny.
- Będę o... - przerwałam chłopakowi
- 16, tam gdzie zawsze. Do zobaczenia
- Pa kochanie. - rozłączyłam się
- Już się stęsknił? - zapytała – mówiłam żebyś została na noc.
- Sam! Może powiesz, co u Szymusia? - zapytałam przedrzeźniając przyjaciółkę. Zaczerwieniła się, gdzie zaczerwieniła! Jej twarz przybrała kolor purpury. - Oj Sami, Sami, chyba dobrze, że wróciłam. Jeszcze zamiast ciebie zastałabym kartkę „ Jestem w Manchesterze, nie martw się o mnie, wracam w poniedziałek.” - zaczęłam się śmiać.
- Candice. - szepnęła, zamiast się uspokoić, dostałam napadu głupawki – Candice, przestań – powiedziała głośniej.
- Nie mogę – powiedziałam przez łzy, widząc mnie, sama zaczęła się śmiać
- Przepraszam, co tu się dzieje? - zapytał jakiś mężczyzna
- Wal powagę! - szepnęła przyjaciółka
- Przestań, cześć Antonio. Co u ciebie? - zapytałam wycierając łzy – siadaj.
- Wychodzę dziś z Sam. - oświadczył
- Z Samantą powiadasz, a Ricardo nie będzie zazdrosny?
- Nie, bo idzie z nami, chcemy pokazać Sam kilka sklepów, oraz wybrać jakiś prezent dla Szymona. A ty – wskazał na mnie – szykuj się na rendez-vous z Karimem.
- Żebyś wiedział, że będę! - odpowiedziałam ze śmiechem
- A gdzie idziecie? - zapytała Sam
- Nie wiem. - odpowiedziałam
- To w co się ubierzesz? - zapytał Antonio – zadzwoń, musisz się dowiedzieć. Wiesz, zaprosi cię do restauracji, a ty w dresie. Ostatnio wyglądałaś niesamowicie. - rozmarzył się – Jak bym był hetero, to na jego miejscu bym nie wytrzymał i ahh, no wiesz, mi takich rzeczy nie wypada mówić. - szturchnął Sam i puścił do mnie oko
- Cieszę się, że ci się podobało – odparłam lekko zaskoczona jego wypowiedzią.
- No dzwoń – ponagliła mnie przyjaciółka
- Nie, zadzwoni w pokoju. Ale najpierw Rico zrobi ci masaż, musisz być rozluźniona. - odpowiedział – Podobno seks jest wtedy lepszy. - powiedział ściszonym głosem, widząc wyraz mojej twarzy, dodał – nie mówię, że nasz piłkarz jest słaby.
- Dobra, koniec! - zakończyłam – idziemy do pokoju – wstałam od stołu.
- Czekaj! - zawołała przyjaciółka – a ciastka? - zapytała
- No właśnie! - dodał Antonio
- Jesteście niemożliwi. - zaśmiałam się, jak się można domyśleć, zabraliśmy ze sobą ciastka, nie paczkę, nie dwie, ale stos.
- Teraz dzwoń. - podał mi telefon, wybrałam numer, po kilku sygnałach usłyszałam jego głos
- Czyżby twój grafik, był zbyt napięty byś mogła się ze mną spotkać? - zapytał
- Nie, nie o to chodzi. Tylko, gdzie tym razem idziemy?
- Gdzie tylko masz ochotę. Chociaż myślałem, że zostaniesz u mnie.
- No tak, może w końcu obejrzymy ten film.
- Może być i film, ale pamiętasz jak obiecałaś zrobić mi ciacho?
- A ty tylko o jedzeniu? - zaśmiałam się
- Obiecałaś.
- Skoro obiecałam, to zrobię. To do 16. cześć! - rozłączyłam się
- I gdzie idziecie? - zapytali razem
- Zostaniemy u Karima – widząc ich uśmiechy, dodałam – będziemy oglądać film.
- Znowu? - zdziwiła się Sam. - dobra, mniejsze o to w co cię ubierzemy?
- Zostawcie to mnie! - zawołał Antonio. Nie obyło się bez masażu, przed 16 byłam już gotowa, zrelaksowana i ubrana. Wyszliśmy w czwórkę z hotelu, Karim już czekał.
- No to do jutra piękna! - powiedział Ricardo – my będziemy podbijać miasto, a ty serce tego o tam – wskazał głową w stronę piłkarza – o przepraszam, jego serce jest już podbite – zaśmialiśmy się – zmykaj już, bo jeszcze chwila i nam krzywdę facet zrobi. - pożegnałam się i udałam w stronę francuza.
- Cześć – przywitałam się
- Cześć? Tylko cześć? A jakieś milsze przywitanie? - zapytał
- Uważasz, że zasłużyłeś?
- Oczywiście, że tak! - spojrzał w stronę trójki – podarujemy sobie publiczność. - pocałował mnie delikatnie – jedziemy? - przytaknęłam, dostałam sms-a od Sam „ Co tak słabo? Czekaj, nie odpowiadaj, lepsze na koniec:)” Zatrzymał się na skrzyżowaniu.
- Poznajesz, tamtą babcie? - zapytałam wskazując kobitę na przejściu, spojrzał na mnie pytająco – CJ, nie zaczynaj.
- Panienki nie kojarzę. - odpowiedział, babcia jakby wyczuła, że o niej mówimy, spojrzała w naszą stronę, uśmiechnęła się i pomachała. - może to wiedźma? - zapytał patrząc w stronę kobiety. Odmachałam. Fanka Ridge'a przeszła, a my odjechaliśmy.
- A ty, nie powinieneś biegów zmieniać tą ręką? - zapytałam wskazując na dłoń spoczywającą na moim kolanie.
- Nie. Teraz nie. - spojrzał na mnie i się uśmiechnął. - jesteśmy. - weszliśmy do mieszkania, pomógł zdjąć mi płaszcz, po czym przyciągnął mnie do siebie – mówiłem już, że pięknie wyglądasz? - zapytał szepcząc mi do ucha
- Dziś, jeszcze nie. - odpowiedziałam, obrócił mnie przodem do siebie.
- Pięknie wyglądasz. - powiedział, po czym złączyliśmy się w pocałunku. Trzymał mnie w ramionach, moje ręce spoczywały na jego torsie, przeniósł usta na moją szyję, delikatnie ją muskał. Wtuliłam się w Karima, po czym objął mnie mocniej. Westchnęłam. - powiedzieć ci coś? - Spojrzałam na niego, ujął w dłonie moją twarz, przybliżył się – kocham cię .
- Ja ciebie też. - wyszeptałam, złożył subtelny pocałunek na moich ustach. - chodź do kuchni.
- Patrz. - wskazał na psa leżącego na sofie, łapkami zasłaniał oczy – Boston – zawołał czworonoga, nie zareagował – obraził się – podsumował, gdy pies wrócił na swoje legowisko, odwracając się do nas tyłem.
- Boston – zwrócił głowę w naszą stronę – no chodź – wstał, przeciągnął się i przyszedł, kucnęłam i pogłaskałam zwierzaka.
- Czasami mam wrażenie, że mój pies, bardziej cię interesuje niż ja.
- Jesteś zazdrosny? - zapytałam ze śmiechem, ten udawał obrażonego – nie, to nie, Boston z pewnością będzie chciał spróbować czegoś słodkiego. - odwróciłam się tyłem do napastnika, chwycił mnie od tyłu, odgarnął włosy na jedną stronę i ponownie pocałował w szyję. - tak szybko ci przeszło? - zapytałam
- Nie wiem o co ci chodzi. - odpowiedział – jeśli chodzi o ciebie, to nigdy mi nie przejdziesz. - chciałam coś powiedzieć, lecz zamknął mi usta kolejnym pocałunkiem.
- Dobra, koniec! Bo do nocy nawet do kuchni nie wejdziemy. - zaczęłam się śmiać
- Mi to nie przeszkadza. - oświadczył, nie odpowiedziałam, wyciągnęłam kilka rzeczy z szafek. - co tam masz? - zapytał
- Jesteś gotowy? - zapytałam
- Ale na co?
- Na deser „Wszystko co masz w kuchni, oprócz zlewu”! - odpowiedziałam
- A co ma zlew do deseru? - zapytał zdziwiony
- Nic, dlatego jest oprócz zlewu. - odpowiedziałam otwierając paczkę żelków.
- To co tam dodasz? Hej, a nie miałaś robić czasem czegoś innego?
- To trzeba było żelek nie kupować. - odparłam
- No tak, zapomniałem że jesteś od nich uzależniona – sięgnął po gumowego miśka, widząc moją minę – zostawię czerwone. - zaczął się śmiać, na co dostał różową pianką po głowie. - ej! - szedł w moją stronę z bitą śmietaną w sprayu, by uniknąć bliższego kontaktu moich włosów ze śmietaną, zarzuciłam chłopakowi ręce na szyję, tuląc się do niego.
- Misiu – powiedziałam całując go w policzek – no wiesz, ja po prostu nie mam cela. - spojrzał na mnie wymownie – no wieeesz. - w deserze miały znaleźć się żelki, ciastka, m&m-y, lody, bita śmietana i syrop klonowy. W ostateczności żelki zostały zalane wódką. Procenty szumiały w głowie, wtulona w piłkarza, oglądaliśmy horror. Nie powiem, lubię horrory, ale ten należał do tych bardzo przerażających, na dodatek film oparty o faktyczne wydarzenia. Ustami muskał moje odsłonięte ramię i jak tu się skupić na filmie? Nie żeby mi się nie podobało. Podobało, nawet bardzo, tylko bałam się dalszego rozwoju sytuacji. Kocham go, lecz przeraża mnie wizja podzielenia losu mojej mamy, teraz jest szczęśliwa, ale co by się stało gdyby nie spotkała Adama?
- Karim – wyszeptałam, nie zareagował – Karim – powtórzyłam
- Hmm? - zapytał nie przerywając czynności – nie zrobię nic wbrew twojej woli. - powiedział jego usta wędrowały co raz wyżej, zatrzymały się na moich, jego dłonie błądziły po moich plecach, udach. Oderwaliśmy się od siebie, by złapać powietrze, oddychał szybko, jego ciepły oddech łaskotał mi kark. Spojrzałam mu w oczy, były jeszcze bardziej ciemne i błyszczące niż dotychczas.
- Ufam ci – wypowiedziałam cicho. Trzymał mnie w objęciach, zdecydowanie lecz delikatnie, czułam się bezpieczna, kochana, spełniona i przede wszystkim wyjątkowa. Wtulona w jego gorące ciało, gładził moje plecy, zasnęłam w jego ramionach słuchając spokojnego bicia serca ukochanego.
Ubranie Candice
14 luty
15 luty
No Lola to masz swoje "tiru riru i ten teges",
Edzia, czy długość rozdziału satysfakcjonuje?
Małe zmiany po prawej, ta wersja lepsza:))
Pamiętacie o fance Ridga? Pojawi się jeszcze nie raz.
Cieszę się, że tak pozytywnie zareagowałyście na Szymona.
Nie wiem jak wam, ale mi jest tak zimno,
że na rozgrzanie przydałby się gorący Hiszpan (czyt. Sergio Ramos) xD
P.S. zbliżamy się do końca....
Edzia, czy długość rozdziału satysfakcjonuje?
Małe zmiany po prawej, ta wersja lepsza:))
Pamiętacie o fance Ridga? Pojawi się jeszcze nie raz.
Cieszę się, że tak pozytywnie zareagowałyście na Szymona.
Nie wiem jak wam, ale mi jest tak zimno,
że na rozgrzanie przydałby się gorący Hiszpan (czyt. Sergio Ramos) xD
P.S. zbliżamy się do końca....